środa, 28 lipca 2010

Męki twórcze :)


Wpadłam na chwilę odkurzyć :)
Niczego mi w zasadzie nie brakuje do szczęścia, oprócz czasu.
Pracuję teraz nad scenariuszem filmowym. Przebywam od rana do wieczora w wymyślonym świecie. Sama stworzyłam ten świat, od podstaw. Dlatego tak mało mnie w świecie rzeczywistym. Nie można przecież być w dwóch miejscach jednocześnie.
Napisanie scenariusza jest proste jak drut.
Napisanie scenariusza, na podstawie którego można nakręcić dobry film - graniczy z cudem.
Mam nadzieję, że ten cud się stanie. Inaczej w ogóle bym nie pisała :)
Trzymajcie kciuki!

piątek, 16 lipca 2010

Skrytożercy.


Byłam naocznym świadkiem bardzo dziwnego i tajemniczego zdarzenia.
Moja lodówka miała dzisiaj wyjątkowe powodzenie. Drzwi się do niej nie zamykały. Pomyślałam sobie nawet, czy nie ma tam przypadkiem jakiejś imprezy, na którą nie zostałam zaproszona.
Kiedy wieczorkiem lekko zgłodniałam, udałam się do lodówki, otworzyłam drzwi i zabrałam się za intensywne poszukiwanie dwóch sporych kawałków kiełbasy myśliwskiej, którą dzisiejszego ranka nabyłam. Niestety nigdzie jej nie było.
- gdzie jest moja kiełbasa? - wrzasnęłam tak, aby wszyscy domownicy usłyszeli.
Usłyszeli. Przywlekli się do kuchni, ledwie sapiąc z gorąca i się zdziwili.
- zjedliśmy , to nie ma. Przecież kiełbasa nie odrasta!
No, nie odrasta...

sobota, 10 lipca 2010

Wszystko to, co już jest tylko wspomnieniem...


Poczułam nagle, niemal namacalnie upływający nieubłaganie czas.
Wydaje mi się, że ostatnio mknie z zawrotną prędkością i porywa mnie ze sobą. Boję się, że nie zdążę nacieszyć się światem, jego nieopisanym pięknem. Tyle jest we mnie miłości a boję się, że nie zdążę już nią obdarzyć wszystkich i wszystkiego co jest jej warte. Tylu miejsc cudownych na świecie jeszcze nie widziałam i chyba już nie zobaczę. I tak mi ogromnie żal.
  Jeszcze nie tak dawno całe życie było przede mną. Gdzie się podziało? Tak szybko przemierzyłam wszystkie jego kręte ścieżki? Wszystkie ukochane miejsca przestały istnieć, odeszły w przeszłość porwane przez czas. Tak bardzo chciałabym tam wrócić choć na chwilę. Spotkać ludzi, dzięki którym pokochałam świat i życie. Chciałabym im za to podziękować. Ale już nie mogę. Dlaczego nie można zatrzymać na zawsze wszystkich szczęśliwych chwil. Umykają tak szybko i bezpowrotnie.
      Nie ma już domu moich dziadków w Milowicach. Na jego miejscu rośnie trawa. Nie ma drogi, którą chodziliśmy na cmentarz na Piaskach w Czeladzi. Nie ma już mojego dziadka ani ojca. Pozostali tylko na starej fotografii zrobionej właśnie na tej drodze. Ja stoję między nimi uśmiechnięta, szczęśliwa i przekonana, że ta droga, ten piękny radosny dzień nigdy nie przeminie. W tamtych czasach, czasach dzieciństwa czas biegł inaczej, wolniej. Przemijanie nie istniało. Żyło się dniem dzisiejszym. Innych dni nie było. A to, że najbliższych może kiedyś zabraknąć było poza zasięgiem naszej dziecięcej wyobraźni.
  To, że ja kiedyś przeminę jest w tej chwili również poza zasięgiem mojej wyobraźni. Coraz częściej jednak o tym myślę. Bo jeżeli ta niewyobrażalna przyszłość nadeszła, to przyjdzie również i to. Nastanie kiedyś taki dzień, w którym przyjdzie nam się zmierzyć z najtrudniejszym zadaniem jakie nas czeka. Boję się.....

To jest właśnie to zdjęcie, o którym wspomniałam... ( jednak stoję z boku, a przecież w pamięci mam zakodowane, że stoję w środku. A może było jeszcze jedno zdjęcie? A może to pamięć płata figle...)

niedziela, 4 lipca 2010

Wszystko to, co na starość będzie tylko wspomnieniem...




Lato, upał, sezon ogórkowy w pełni, nic się nie dzieje....
To akurat nie całkiem prawda. Pracujemy w domu pełną parą. Walka o każdy kawałek wolnego miejsca, o każdy sprzęt. Poległam w tej walce, niestety. Słaba ze mnie niewiasta. Syn programuje jakieś urządzenia elektroniczne, a programator można podłączyć tylko do mojego laptopa. Stary on ci już i tylko do niego można podłączyć to dziwne ustrojstwo. A ja nie potrafię pisać na niczym innym, tylko na tym moim staruszku. Wszystkie pomysły muszę teraz archiwizować w głowie i liczyć na to, że się nie pogubią. Oczywiście posiadam jeszcze tak zwany "normalny" komputer, na którym zresztą właśnie piszę, ale to nie to samo. Z laptopkiem mogę zaszyć się w każdy kąt, mogę wyemigrować do kuchni gdzie mogę sobie zapalić papieroska, napić się kawusi i mieć święty spokój. Podobno we wtorek odzyskam swoją własność i wtedy praca nad powieścią ruszy z kopyta. Aż się będzie kurzyło :)
W związku z moim chwilowym literackim bezrobociem poszłam wybrać prezydenta. Kandydatów było niestety tylko dwóch. Co tu zrobić, jak żaden z nich mi nie odpowiada? Wybrałam tego, który mi nie odpowiada trochę mniej niż ten drugi.
A teraz sobie odpocznę. Jutro nowy dzień pełen obowiązków. Ale co tam, najważniejsze, że będzie nowy dzień. Oby było ich jak najwięcej, czego życzę sobie i Wam.
;)

sobota, 3 lipca 2010

Zielono mi

Obowiązki służbowe, domowe i wszelkie inne, które sobie sama narzuciłam oraz te, które narzucają się same bez specjalnego zaproszenia i pozwolenia zmusiły mnie do urlopu w miejskiej scenerii.
Wczasuję więc ile mogę. Najczęściej w towarzystwie małej damy.
W takie upały jak ostatnio, najlepszym miejscem jest park miejski. Jeszcze lepszy byłby własny ogród, ale nie jestem niestety jego szczęśliwą posiadaczką. No cóż, nie można mieć wszystkiego. Musi mi wystarczyć uroda:))

Przyjemny chłodek i cień na parkowej alejce.



Miasto zostawiłyśmy gdzieś tam daleko i wysoko. Trochę wyłazi...:)



Niszczycielka kwiatów, ale zrywa tylko czerwone...



Zerwane płatki wnusia dostarcza babci. W razie czego ona o niczym nie wie:)



Mała uciekinierka:)