wtorek, 15 listopada 2011

Uwięziona w absurdzie... ludzkiego losu.

Magdalena Samozwaniec i Maria Pawlikowska-Jasnorzewska

Tak z dnia na dzień żyję sobie. Coś tam piszę, coś czytam. Jestem.
Czasem mnie coś boli, czasem jestem głodna, czasem mnie coś wkurzy. Ruszam się w razie nagłej potrzeby. Znaczy się podstawowe oznaki życia wykazuję. Ale co to za życie. Jałowe jak gaza opatrunkowa. Dusza umiera z głodu inspiracji, wrażeń, piękna, sztuki. Spragniona uczty duchowej, wielkiego intelektualnego żarcia.
Dopadł mnie kryzys finansowy na miarę europejska, żeby nie powiedzieć grecką.
Księgarnie oglądam tylko przez szyby wystawowe. Drzwi teatru, kina, filharmonii zamknięte dla mnie na głucho. Tylko pieniądze otwierają te wszystkie drzwi, są magicznym kluczem do świata sztuki.
Jedyne bogate życie dostępne dla mnie w tej chwili, to życie wewnętrzne.
Tylko, czy ja jestem żółw, żeby życie spędzać w skorupie?
Popijam więc kawę ze śmietanką i piszę. Materializuję to moje życie wewnętrzne aby mi się skorupa nie przepełniła i nie eksplodowała z hukiem.
Czekam na lepsze czasy.
Czekam na Godota.