piątek, 14 października 2011

Poszukiwany, poszukiwana.

Magdalena Samozwaniec
Cicho, niezauważalnie, bezlitośnie mija życie.
Człowiek coś robi, gdzieś wychodzi, wyjeżdża, czymś się martwi, żyje stale w czasie teraźniejszym.
Tylko lustro przypomina, że jednak istnieje czas przeszły. A czas przyszły tylko powiększa przeszłość. Z każdym dniem, każdą godziną.
Po co to piszę? Bo się na chwilę zatrzymałam w biegu.
Zmęczenie materiału. Pustka. Zwątpienie w sens wszystkiego co robię.
Tym bardziej, że ostatnio nic nie robię.
W dawnych czasach człowiek piszący otoczony był stertami kartek, brulionów, maszynopisów. Teraz wokół mnie pustka. Wszystko co napisałam upchane jest w maleńkich plikach w moim komputerze. Nie mają zapachu papieru, kurzu. Nie szeleszczą. Nigdy nie pożółkną. Nigdy też, choćby bardzo chciały, nie będą rękopisami.
Przeglądałam właśnie te pliki. Mnóstwo tego. Jakieś urywki, jakieś początki bez końca. Jakieś zakończenia bez początku. Pomysły były dobre, jednak po kilku, kilkunastu lub kilkudziesięciu stronach wątek gdzieś się ulatniał. Pojawiał się mur nie do pokonania. Jednym słowem: żarło, żarło aż zdechło.
Nie twierdzę, że jestem w tym względzie jakimś wyjątkiem i kompletnym beztalenciem. Taka głupia to ja nie jestem :) Tylko tak mi się jakoś żal zrobiło tych moich pomysłów. Takie porzucone, zapomniane. Chyba zasługują na drugą szansę. Postanowiłam się nimi zająć, odkurzyć je, przeprosić. Może jednak urosną do rozmiarów przynajmniej opowiadania?
Jest tylko małe ale. Wena.
Wena nie ma kształtu, koloru ani zapachu. Nie można jej dotknąć ani złapać za ogon czy za rogi. A może jednak ma skrzydła? To by wiele wyjaśniało. Odleciała.
Tylko ciekawa jestem do kogo...

5 komentarzy:

  1. Wena...kapryśne, niewierne, ulotne stworzenie.Podejrzewam również,że nie lubi komputera. Kronikę rodzinną napisałam odręcznie , w zeszycie oprawionym w filcową okładkę z haftem.
    Jakoś nie mogłam pisać o tych ludziach, których już nie ma, na kompie.Siedziałam, wpatrywałam się w ekran monitora, a w głowie miałam całkowitą pustkę.To pewnie kwestia wieku, nie wychowałam się pod stolikiem komputerowym.
    Miłego,;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wena jest u mnie. W tej chwili pewnie biega po podwórku i gania kota. Jak przyjadę do domu to wytargam ją od Ciebie za ucho (bardzo to lubi)
    A tak poważnie to... wróci. Na pewno wróci. A wtedy nawet na kawę nie znajdziesz czasu. Będziesz tylko pisała, pisała, pisała...:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ona czeka...
    Przyjdzie jak
    weźmiesz do ręki pióro...

    OdpowiedzUsuń
  4. Patrząc w lustro budzimy czas przyszły, tylko on się liczy.

    OdpowiedzUsuń
  5. Znalazłam się tu przypadkiem i oderwać się nie mogłam. Bardzo ciekawy blog. Pozdrawiam Lusia

    OdpowiedzUsuń