poniedziałek, 18 lutego 2013

Mózg na temblaku

Zniknęłam na chwilę z mojej M. Nie odeszłam jednak daleko. Większość czasu spędzam przed komputerem. Kazaliście mi pisać, to piszę :)
Tylko, żeby to było takie proste i łatwe! Uwierzcie mi na słowo, nie jest.
Kiedy już powzięłam twarde postanowienie, że będę pisać, musiałam się do tego przygotować. Psychicznie i organizacyjnie.
Na początek należało wyłowić z przestworzy mojego dysku twardego pliki z notatkami, niezliczonymi wersjami tekstu. 
Część wyłowiłam, reszta utonęła na zawsze i nawet nie wiem gdzie. Byłam pewna, że gdzieś jest, a okazało się, że nie ma. Na szczęście dysponuję również niezliczoną ilością wydruków. Znalazłam właściwy. Musiałam jednak przepisać go, co zajęło mi sporo czasu i skutkowało złamaniem dwóch paznokietków u prawej rączki. Piszę szybko, bo palce nie nadążają za myślami.
Kiedy już przepisałam zabrałam się za kompletowanie notatek papierowych, zapisków,karteczek, świstków, zalegających w każdym zakątku mojego domu. Udało się! 
Niektórych nie mogłam odczytać, a wydawały mi się bardzo istotne, ważne i niezbędne. Przydałby się fachowiec od egipskich hieroglifów. Dlaczego tak się stało? W trakcie codziennych czynności domowych, odpoczynku, sprzątania, gotowania, prania, kiedy to najbardziej potrzebne są dwie ręce, mózg pracuje na pełnych obrotach i zajmuje się pracą twórczą. Kiedy wpadnie na jakiś świetny pomysł, należy go natychmiast zapisać. Zapisuję więc. Najczęściej jednak nie mam wtedy na nosie okularów. Da się pisać bez okularów, ale najczęściej nie da się tego odczytać :)
Piszę dziennie średnio siedem stron. Nie wiem czy to dużo, czy mało. Dla mnie w sam raz.
Wczoraj utknęłam. Zaczęły się schody. Strome i wysokie. Nie mogłam w żaden sposób ruszyć dalej, nawet na pierwszy schodek. To co do tej pory napisałam, to pikuś, każdy potrafi zacząć. To co najważniejsze dzieje się właśnie na tych schodach. Trzeba się na nie wdrapać, inaczej cała praca pójdzie na marne.
Cały wieczór i noc kombinowałam, jakby tu się na schody dostać. To z tej strony próbowałam, to z innej. I nic! Mózg się buntował, dawał mi do zrozumienia, że widocznie za słaby, zmęczony, że zwoje się przegrzały, wyprostowały i zwichnęły.
Dzisiaj doznałam olśnienia! Schody zniknęły, ja wsiadłam do windy i jadę.
W związku z powyższym nie mam za wiele czasu, nie mogę pozwolić aby uciekły mi myśli, słowa, zdania i obrazy.
Idę je łapać :)
Trzymajcie kciuki.

7 komentarzy:

  1. No pewnie, że trzymam !:)

    OdpowiedzUsuń
  2. wierzę, ze się uda..masz dużo siły w sobie jak Cię czytam:) trzymam kciuki z całych sił:) pisanie to moje marzenie.. chyba raczej poza zasięgiem..gaduła ze mnie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlaczego poza zasięgiem? Marzenia trzeba spełniać :)

      Usuń
  3. Oj tak, te pustki w głowie mnie też dopadają , nie tylko przy pisaniu, przy biżutkach też. Ale wtedy po prostu trzeba się nieco zrelaksować i przestać o tym myśleć.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasami taka pustka, że wiatr jeno hula :) Staram się relaksować, ale nie bardzo mi wychodzi, bo samo się myśli. Szukam jakiegoś punktu zaczepienia. Zdarza mi się nawet w nocy wstawać, aby coś zapisać :) To nawet nie jest pustka w głowie, to raczej przepełnienie i chaos kompletny. Muszę się skupić i to uporządkować. I pomyśleć, że tyle trzeba się namęczyć, żeby potem lekko i przyjemnie się czytało, dla rozrywki.

      Usuń
  4. Kciuki oczywiście trzymam!

    Jak przyjdzie wena, to trzeba siadać i pisać do oporu, wiem to z autopsji, bo ostatnio coś pisałam ( nie, nie beletrystykę, ale tekst referatu na konferencję).

    Nie mogłam się zabrać za pisanie, czas naglił, a ja ciągle myślałam nad koncepcją i nagle pewnego wieczoru coś mnie olśniło. Wykorzystałam ten przypływ natchnienia i pisałam jak najęta całą noc. Mogłam sobie na to pozwolić, bo następnego dnia nie szłam do pracy.

    OdpowiedzUsuń