sobota, 27 lutego 2010

Kłopoty to moja specjalność :))


Różne przyziemne problemy nie są mi wcale obce.
Zauważam nawet ostatnio, że coraz bardziej się z nimi zaprzyjaźniam. Początkowo wpadały do mnie z rzadka, jakby od niechcenia, i szybko odchodziły. Z czasem odwiedzały częściej i zostawały na dłużej. Teraz niektóre z nich zamieszkały już na stałe.
W związku z tym zajęta jestem całe dnie. Kłopoty są takie wredne, że nie dają mi spokoju. Stale przypominają o swoim istnieniu.
Bardzo mi się nie podobają ci niechciani lokatorzy.
A jak mi się ktoś nie podoba, nie utrzymuję z nim kontaktów..
Pracuję więc bardzo pilnie nad rozluźnieniem naszych więzów.
Rozerwać łańcuchy czas!!
A tego czasu ciągle brakuje.
Ale ja znam złodzieja, który kradnie mi czas. Właśnie teraz mnie okrada:))
Nie dajmy się więc zwariować.
Nie można żyć tylko światem wirtualnym, światem, który tak naprawdę nie istnieje. Istnieje tylko jego obraz stworzony przez naszą wyobraźnie i wyobraźnię innych uczestników tej zabawy. A żadnej zabawy nie można traktować nazbyt serio.
Dlatego nie zapominajmy o swoim życiu, którego nie można zamknąć jednym kliknięciem.
Starajmy się, aby po wyłączeniu komputera nie okazało się, że jesteśmy całkiem sami, że ludzie, których problemami żyliśmy, nagle zniknęli i pozostał pusty, czarny ekran monitora.
Świat blogów jest światem cudownym, istnieją w nim prawdziwi, cudowni ludzie. Pisanie i rozmowy dają nam wiele radości, rozwijają nas, uczą.
I to jest wspaniałe.
Pamiętajmy jednak, że ten świat, mimo pozornej bliskości, jest bardzo daleko a to co najważniejsze jest obok nas. I o to przede wszystkim musimy dbać i pielęgnować swój własny prywatny świat.
Czego sobie i Wam życzę.
Miłej niedzieli :-)

poniedziałek, 22 lutego 2010

Radość o poranku :)


Ja tego mojego chłopa to normalnie zamorduję!
Jestem zła, wściekła, obrażona i co tylko...
Może i jestem blondynką, ale żeby tak się dać nabrać! Uwierzyć na słowo! Nie sprawdzić samej!
Dzisiaj zagościła w moim świecie wiosna. Śnieg topnieje na potęgę, ptaszki śpiewają, słonko świeci. Stwierdziłam więc, że najwyższa pora zaprowadzić samochodzik do mechanika. Zrealizowanie tego planu poleciłam ślubnemu. Zgodził się bez zbędnego narzekania. Wrócił po dwóch godzinach i od progu woła:
- wyobraź sobie...
- nie da się naprawić? - ja na to.
- eee.. nie o to chodzi....
- naprawa będzie bardzo droga? Wiedziałam!!
- dajże mi w końcu dojść do słowa ! Wyobraź sobie, że samochód jest dobry! Chłodnica cała, silnik sprawny i nawet zapalił za pierwszym razem.
Stoi i uśmiecha się głupio.
No i wygarnęłam mu ! Za moje kilometrowe wędrówki w śniegu, zamieci, deszczu. Za moje zniszczone buty, za moje zmęczenie i wieczne spóźnienia!
Wzruszył tylko ramionami. Stwierdził, że według praw fizyki chłodnica powinna pęknąć.
A w ogóle to przecież powinnam się cieszyć, że samochód jest sprawny.
I jeszcze na spacerek sobie pojechał! Sam!
No nie zamordować? :))

piątek, 19 lutego 2010

Czasem słońce, czasem deszcz...



Leń ma się dobrze. Nie opuszcza mnie nawet na chwilę. Wierny jak pies.
Samopoczucie w związku z tym pod psem.
Dużo pracuję i czuję ogromne zmęczenie. Zmęczona jestem stale od rana do wieczora. Zmęczona wstaję rano i zmęczona kładę się spać. Nie może mnie obudzić nawet to piękne słońce, które towarzyszy mi w drodze do pracy.
Co robi prawdziwa kobieta w takiej sytuacji? Kupuje nowe buty z delikatnej mięciutkiej skórki, śliczne i drogie. Poczułam się trochę lepiej. Nie na tyle jednak aby wróciła chęć do życia i działania.
Co jeszcze jest niezbędne każdej kobiecie? Tusz do rzęs ! O tak, teraz znacznie lepiej się czuje. Z rozpędu kupiłam jeszcze krem przeciwzmarszczkowy z wypełniaczem tkankowym i limfomodeliną – cokolwiek to znaczy. I jeszcze nową parasolkę......zapowiadają deszcze.
Leniowi się spodobałam i postanowił zostać ze mną na dłużej.
Matko kochana ! Jak zmusić swój mózg do pracy?
Chyba kupię jeszcze nowy kapelusz....
....a może powinnam jeść więcej orzechów? Podobno odżywiają mózg. Myślę, że go posiadam. Jednak myślę.... Obecność mózgu jest więc pewnikiem. Jego stan natomiast jest wielką niewiadomą....
Poza tym jestem szczęśliwa....
Przed czekającym mnie tygodniem ciężkiej pracy, podarowałam sobie dzień całkowitego odpoczynku i wyciszenia.
W związku z tym, że nie muszę nigdzie wychodzić, odzienie mogę mieć na sobie nader swobodne. Nawet całkowity jego brak byłby dopuszczalny. Naga mogę być również na twarzy. Zero makijażu. Może jakaś maseczka? Wieczorem galaretka kolagenowa, która czeka w lodówce w termosiku styropianowym i jakoś nie może doczekać się intymnego kontaktu z zagrożonymi miejscami na mojej twarzy.
Siedzę wtulona w miękki fotel. Jesteśmy sami – ja i moje myśli. Dobre myśli.
Za oknem deszcz, a w moim świecie spokojnie, cieplutko i przytulnie.
Układam myśli i uczucia. Czas płynie powoli i cichutko, aby nie spłoszyć tej chwili. Oddycham lekko i swobodnie. Odpływam w mój wewnętrzny świat, na chwilę, na dzień, dwa..... Zanim znowu upomną się o mnie szpilki i perfekcyjny makijaż.

środa, 17 lutego 2010

Nawet dla lenia czas nie stoi w miejscu...

Dopadł mnie leń. Gdyby nie rozgrzebany i wymagający jeszcze wiele pracy bilans, byłabym nawet zadowolona. Dobrze czasem poleniuchować. Nic nie planować, nie patrzeć stale na zegarek, nie spieszyć się, nie spóźniać, nie gonić uciekającego dnia. A na 12 centymetrowych obcasach nie jest to takie proste :)
Nawiązując do tych moich legendarnych już szpilek, spotkało mnie nie lada wyróżnienie i wielka radość. Dostałam prezent od Idy! Bardzo dziękuję:))
Oto on.

Przy okazji zamieszczam zdjęcie moich osobistych bucików, coby nie było że one tylko wirtualne są. Są całkiem rzeczywiste i nawet udaje mi się w nich przemieszczać z gracją.
No przecież nie są takie strasznie wysokie. Nieprawdaż?
;)

A teraz, niestety, muszę wracać do pracy. Wprawdzie podobno praca nie zając, ale urząd skarbowy pijawka i tylko czeka na moje opóźnienie;)
Miłego popołudnia życzę.

poniedziałek, 15 lutego 2010

A wystarczyło trochę pomyśleć :)


Jestem autorką świetnego przepisu pod tytułem: jak zepsuć samochód i w konsekwencji brnąć przez zaspy i pośniegową breję piechotką, dbając przy tym o kondycje fizyczną i ćwicząc mięśnie nóg. Jest to również doskonały test na wytrzymałość butów z koziej skórki.
Przepis jest dziecinnie prosty i nawet taka blondynka jak ja potrafi go zrozumieć. Wystarczy przy dużych mrozach zostawić wodę w chłodnicy...i już!

niedziela, 7 lutego 2010

Szok :)


Sześć miliardów ludzi na świecie...a wśród nich ja. Czas zmiata nas po kolei jak zwiędłe liście. Zatrzymałam na chwilę czas i wysiadłam.....i dogoniła mnie przeszłość.
Wychodziłam właśnie ze sklepu, a tu słyszę głos: to ty?!
Odwracam się, widzę starszą kobietę w obszernym płaszczu i z siwymi, skromnie przylizanymi włosami. Odpowiadam, że ja- no, bo ja to ja.
Słyszę odpowiedź: Ty mnie nie poznajesz? To ja, Krysia z ogólniaka, siedziałam z Haliną!
Przypominam sobie teraz. Była Krysia i Halina, ale wyglądały zupełnie inaczej. Były młode, piękne, z długimi włosami i w mini. Czy ja też jestem taką starą babą?! Usłyszałam na pocieszenie, że jestem jeszcze ładniejsza niż w liceum. Marne pocieszenie. Mam na karku ponad trzydzieści lat więcej. Dźwigam je jednak wyprostowana i na wysokich obcasach.
Tylko czasem...kiedy spotykam koleżanki z młodości.....

czwartek, 4 lutego 2010

Nie ma jak u babci...




Czuję się dzisiaj jak wyjęta z miksera. Kiedy zerkam kątem oka w lustro, to widzę, że i wyglądam podobnie.
Nie mam nawet siły klikać :)
A wszystkiemu winna rodzinka.
W moim małym mieszkanku kręciło się dzisiaj, rozmawiało, szykowało herbaty i kawy tudzież zupki i soczki dla dziecka osiem osób! Córka, zięć, troje dzieci, syn i moja osobista kula u nogi. O mało nie zostałam rozdeptana :)
Przez kilka godzin było trochę luźniej, bo zostawiono mnie samą na pastwę trójki dzieci.
Nie wiem dlaczego cały czas wydawało mi się, że dzieci jest co najmniej dziesięcioro?
Padam na nos, bolą mnie wszystkie mięśnie i mam chrypkę od upominania, przypominania, tłumaczenia, wyjaśniania, opowiadania, odpowiadania na pytania, czytania. Dobrze, że słowa, które czasami cisnęły mi się na usta nie zostały wypowiedziane.;)
Zostawiam kilka, pstrykniętych dzisiaj telefonem, zdjęć wnusi... i zmykam zalegnąć przed telewizorem, bo jedynie oczami jestem w stanie jeszcze jako tako ruszać.
Dobranoc :)





środa, 3 lutego 2010

Za młoda na sen, za stara na grzech...nic, tylko sie upić :)


Świat mój zawieszony ostatnio między niebem a ziemią. Czas mnie unosi. Każdego ranka budzi mnie przyszłość, która nie wiadomo kiedy staje się przeszłością. Teraźniejszość jest tak krótka, że nie nadążam jej przeżyć.
Rzeczywistość wokół mnie odbita w krzywym zwierciadle. Pokazuje swoją absurdalną stronę. Krążę jak we śnie i drogi znaleźć nie umiem. Zrozumieć nie potrafię. Obudzić się nie mogę.
Każdego ranka ubieram się, zakładam szpilki, rzęsy stawiam na baczność, wychodzę z domu i już nad niczym nie panuję.
Coś załatwiam, gdzieś jeżdżę, wracam, spóźniam się, biegnę. Ktoś ma do mnie pretensje, ktoś czeka na mnie, ktoś prosi o pomoc. Ktoś, gdzieś. Najczęściej wszyscy w tym samym czasie. Najczęściej nie wiem co zrobić, nie wiem kiedy i jak. Najczęściej nie mam siły i jestem zmęczona, bezradna.
A sumienie uwiera jak odcisk.
Jest jak jest, a nie jest jak być powinno.
Może to wymagania rosną wraz z wiekiem?
Życie moje wypełnia praca i kłopoty. I właśnie to wypełnienie chciałabym zmienić.
Przenicować moje życie jak starą jesionkę.
Mam apetyt na inne życie. Myślę, że to już najwyższy czas na spełnienia chociaż jednego, małego marzenia. Nie jestem tylko pewna, które by to miało być. Wydawałoby się, że mam wiele marzeń, ale jak się tak nad tym zastanawiam, to żadnego nie potrafię ubrać w realne kształty.
Może na tym polegają marzenia?

poniedziałek, 1 lutego 2010

O tym jak madame frunęła w powietrzu z jamnikiem pod pachą...


Kilka lat temu madame posiadała psa, jamnika czarnego, podpalanego. Tak prawdę powiedziawszy to jamnik posiadał madame, to on był panem domu, decydował kto może przychodzić, kogo należy podgryźć nieco a kogo zalizać na śmierć.
Pies jak to pies, potrzeby fizjologiczne posiada, a załatwia je tylko i wyłącznie tam gdzie on uzna za stosowne. Nie sposób go przekonać, żeby zmienił zdanie. Zaprze się i można mu głowę urwać a nie ruszy się. Jamniki to cudowna rasa!
Tak więc pewnego dnia, wiosennego jak pomnę, madame wybrała się na przymusowy spacer z Panem Jamnikiem. Mieszkała wtedy na czwartym piętrze bez windy, a jak wiadomo jamniki nie powinny chodzić po schodach. Madame brała więc psiaka pod pachę i pokonywała te cztery piętra w dół i w górę. Była już na półpiętrze, między piętrem trzecim a drugim, ominęła sąsiadkę, która właśnie myła schody, zrobiła krok na pierwszy z dziewięciu schodków prowadzących w dół na piętro drugie i zawadziła obcasem o schodek.
Na filmach ludzie spadający ze schodów turlają się, koziołkują i wygląda to nie tylko groźnie ale i malowniczo. W rzeczywistości takie spadanie wygląda nieco inaczej, przynajmniej w moim przypadku. Trzeba jednak przyznać, że jestem jedyna w swoim rodzaju. Po wspomnianym już potknięciu, madame przefrunęła w powietrzu nad wszystkimi dziewięcioma schodami, nawet ich nie dotykając i wylądowała jak długa na betonie drugiego piętra. Była jednak na tyle przytomna i trzeźwo myśląca, że w locie przełożyła psa z prawej ręki do lewej i w powietrzu obróciła się nieco na bok aby przy upadku nie przygnieść psa! Gdy działy się te akrobacje powietrzne madame, sąsiadka dalej chlapała schody brudną wodą, spokojna i niewzruszona. Leży madame na tej brudnej i zimnej posadzce i nie może ani ręką ani nogą. Zupełnie jak goście na imieninach u Melchiora Wańkowicza urżnięci na biedronkę. Czytaliście "Ziele na kraterze"? Polecam. Akurat przechodził sąsiad, przekroczył madame, uśmiechnął się i wszedł do swojego mieszkania. No, po prostu ubaw po pachy!
Zbierałam się z tej podłogi dobre piętnaście minut, pomalutku, po centymetrze do góry. Zdawało mi się, że mam połamane dosłownie wszystko jak leci. Najpierw usiadłam, potem powolutku na jedną nóżkę, potem na drugą i jakoś stanęłam na tych obolałych i trzęsących się nogach. A sąsiadka dalej spokojnie myła schody!
Kiedy już tak sobie chwilę postałam, otrzepałam eleganckie ubranko, wzięłam pieska na smycz i spokojnie z gracją i klasą poszliśmy sobie na spacerek. Rasowy pies z rasową madame.
Może później opiszę jak na bardzo ruchliwej drodze, pełnej wielkich pędzących samochodów przejechał mnie.......rowerzysta.
Wypadki chodzą po ludziach. A już po mnie w szczególności :)
Właśnie kupiłam nowe szpilki. Obcas ma 12 centymetrów!! Uczę się w nich chodzić.
Wolę nie myśleć co to będzie jak wyjdę w nich na ulicę. Wypadek gotowy :))