Jak
niewiele jest rzeczy, których możemy się spodziewać. Większość
tego co nas spotyka, dzieje się niespodziewanie. Niespodziewanie
też odchodzimy i to zawsze w nieodpowiednim momencie. Zawsze
zostawiamy jakieś niedokończone sprawy. Tylko to po nas zostaje. I
może jeszcze kilka przedmiotów, nikomu już niepotrzebnych. Jeżeli
nie zasługują na miano pamiątek lądują na śmietniku. Nikt się
nie zastanawia co znaczyły dla nas, bo nas już nie ma. Przedmioty
straciły swoje znaczenie, niespodziewanie, w jednym przypadkowym
momencie.
Być
może tak myślała Anastazja wbiegając po schodach tamtego dnia.
Czterdziestoletnia właścicielka galerii sztuki i wzięta malarka
spieszyła się bardzo do domu, chociaż nie wiedziała dlaczego. Nie
znała przyczyny nagłej luki w pamięci, w którą wpadło kilka
ostatnich dni. Bardzo się starała, nie mogła ich jednak odnaleźć.
Zatrzymała się przed drzwiami własnego mieszkania. Chciała
sięgnąć po klucz do torebki, ale zorientowała się, że jej nie
ma. Zgubiłam torebkę! Klucze i wszystkie dokumenty przepadły. Będę
musiała zmienić zamek. Ale jak to się mogło stać? Gdzie ja
byłam? Nie pozostawało nic innego jak zapukać i mieć nadzieję,
że ktoś jest w domu i otworzy drzwi. Która to może być godzina?
Chciała sprawdzić, ale ktoś ukradł jej również zegarek.
Aby
jakoś rozładować narastającą w niej złość na samą siebie z
całych sił zapukała w drzwi. Jakież było jej zdziwienie, kiedy ,
spodziewając się przeraźliwego odgłosu walenia w drzwi, nie
usłyszała nic, tylko poczuła jak błyskawicznie i bezszelestnie
przepłynęła przez zamknięte drzwi i wylądowała na dywaniku w
przedpokoju.
-
Co za czort!- wycedziła przez zęby podnosząc się z podłogi.
-
Ładnie mnie witasz Anastazjo- usłyszała miły męski głos
dobiegający z wnętrza pokoju.
-
Co pan tu robi i kim pan jest?- podeszła ostrożnie, na palcach do
drzwi, pochyliła się i zza framugi zajrzała do pokoju. Piękne
rude włosy opadły jej na twarz o cerze tak jasnej, że wydawała
się przezroczysta. Na małym, zadartym nosku widać było kilka
piegów.
W
pokoju na fotelu siedział mężczyzna. Widziała go pierwszy raz w
życiu. Tak jej się przynajmniej wydawało bo mężczyzna był z
rodzaju tych, których się nie zauważa dopóki się nie odezwą.
Trudno jednak było nie zauważyć odzienia, które miał na sobie.
Co to było? Anastazja jeszcze nigdy nie widziała tak dziwnego
ubioru. Mężczyzna spowity był w długą, obszerną szatę koloru
porannej mgły. Czy on ma na sobie szlafrok? Kto to jest? Pewnie
jakiś ekscentryczny artysta.
-
Czekam na ciebie – odezwał się mężczyzna - wiedziałem, że
wcześniej czy później dotrzesz tu. Zawsze wracacie do domu. Nie
rozumiem tego zupełnie, bo cóż tu takiego wyjątkowego. Dom jak
dom, jak wiele innych. Wszystkie są do siebie podobne. To tylko
ściany i kilka przedmiotów.
-
Dlaczego pan na mnie czeka? - Anastazja niepewnym krokiem weszła do
pokoju – przecież nie byliśmy umówieni. Czy ja zapomniałam o
spotkaniu?
Szukała
w pamięci jakiegoś śladu, który mógłby ją naprowadzić na
odpowiedź na to pytanie. Nic jednak nie znalazła. Była pewna, że
nigdy tego człowieka nie widziała i z pewnością nie byli
umówieni.
-
Nie byliśmy umówieni – potwierdził jej przypuszczenie nieznajomy
- nie zapomniałaś o żadnym spotkaniu. Ty przecież o niczym nie
zapominasz. Ja po prostu nigdy nie umawiam się na spotkanie z
klientami. Dostaję zlecenie i przychodzę. Dzisiaj przyszedłem po
ciebie.
-
Po mnie? Czy ja dobrze słyszę? Czy ja jestem aresztowana? Zapewniam
pana, że wszystkie papiery mam w porządku, uczciwie płacę wysokie
podatki i ZUS, nie sprzedaję kradzionych dzieł sztuki i nie
złamałam prawa w żaden inny sposób.
-
Oczywiście, że nie. Nic o tym nie wiem i właściwie nic mnie to
nie obchodzi, bo gdyby nawet, to i tak już nie ma żadnego
znaczenia. Wytłumaczę ci po drodze o co chodzi ale teraz musimy już
iść – nieznajomy podniósł się z fotela, podszedł do Anastazji
i lekko dotknął jej ramienia – jesteś gotowa?
-
Nie, nie jestem gotowa – odepchnęła ze złością jego rękę –
to jakaś pomyłka, ja się nigdzie nie wybieram. Może to chodzi o
kogoś innego. Teraz to ja chciałabym zostać sama – powiedziała
zdecydowanym i nie uznającym sprzeciwu głosem i ręką wskazała
gościowi drogę do drzwi wyjściowych.
-
Nie możesz tutaj zostać – rozłożył bezradnie ręce- zrozum, ty
nie żyjesz. Właśnie odbył się twój pogrzeb, a ty wróciłaś na
chwilę do domu. Wszyscy wracają, tak już jest.
-
Jak to nie żyję? Jaki pogrzeb? Przecież wiedziałabym o tym –
krzyczała prosto w twarz nieznajomego – czy tak wygląda
nieboszczyk?- kilka razy energicznie uderzyła się w piersi obiema
dłońmi.
-
Tak – potwierdził całkiem spokojnie mężczyzna- dla mnie
wszystko jest oczywiste, a dla ciebie nie?
-
Nie, dla mnie nie- zaprzeczyła spokojnym, ale zdecydowanym tonem-
poza tym ja kategorycznie nie zgadzam się być nieboszczykiem. Nie
życzę sobie być duchem, zjawą, cieniem a już z pewnością nie
trupem. Czy ty słyszysz jak to brzmi? Czy to określenie pasuje do
mnie? Powiedz tak szczerze, czy ktoś taki jak ja może nie żyć?
Tak, tak , wiem, znam twoje zdanie na ten temat. Logicznie rozumując
to ty pewnie masz rację, ale z drugiej strony nie możesz jej mieć,
bo to byłby kompletny absurd. Czy istnieje jakaś linia obrony,
którą mogłabym w tej chwili zastosować?
Wpatrywała
się uważnie w nieznajomego z nadzieją na uzyskanie odpowiedzi
dającej choćby cień szansy na zmianę jej obecnej sytuacji,
zakładając oczywiście, że jest ona rzeczywista.
Mężczyzna
, zniecierpliwiony już przeciągającą się ponad miarę dyskusją,
która według niego do niczego nie prowadziła, podszedł do
Anastazji, chwycił ją mocno za ramiona i dosyć brutalnie
potrząsnął, jakby chciał ją obudzić z głębokiego snu. Kobieta
była tak zaskoczona, że nie zareagowała, pomyślała tylko, że
skoro czuje potrząsanie i mocny uścisk jego dłoni, to martwa w
żadnym wypadku być nie może. Już miała wyrazić swój pogląd na
ten temat, gdy usłyszała zgrzyt klucza w zamku i drzwi wejściowe z
delikatnym skrzypieniem otworzyły się.
-
I widzisz, co narobiłaś?- karcącym tonem nieznajomy zwrócił się
do Anastazji- nas już tutaj nie powinno być. To jest
niedopuszczalne tak wydłużać swój pobyt na tym świecie. To jest
bardzo, ale to bardzo niebezpieczne. Przynajmniej teraz zachowaj się
jak na ducha przystało i spokojnie ze mną odejdź.
-
Jeszcze tylko chwileczkę- spojrzała błagalnie swoimi jasnymi
oczami- tylko jedną małą chwilkę, ja muszę zobaczyć moje
dzieci. Jeżeli jest tak jak mówisz, to zapewne już nigdy ich nie
zobaczę. Nie zobaczę, prawda?
Mężczyzna
nie potwierdził ani nie zaprzeczył. Rozłożył tylko bezradnie
ręce jakby mówił- a rób co chcesz, ale ja cię ostrzegałem, że
to jest niebezpieczne i tego się nie praktykuje. Nie wspomniał też
o tym, że on sam może mieć z tego powodu nieprzyjemności, bo
uważał, że nie wypada myśleć o sobie w takiej dramatycznej,
jakby nie było, sytuacji dla Anastazji. Dla niej jednak odpowiedź
na to pytanie nie była już potrzebna, ponieważ właśnie ich
zobaczyła. Wszystkich, których kochała. Być może nie wszystkich
jednakowo, ale wszyscy byli jej rodziną. Anastazja miała bardzo
rozwinięte poczucie własności. To jest moje i nie rusz tego. Moja
firma, mój dom, moja rodzina – to były słowa, które na zawsze
zagościły w jej słowniku i używała ich nader często. Jeżeli
tylko ktoś usłyszał takie słowo, nie śmiał się sprzeciwiać bo
groziło to przykrymi konsekwencjami z trwałym uszkodzeniem ciała
włącznie. Nic się w tej kwestii nie zmieniło nawet w tej obecnej,
dziwnej i poniekąd nieodwracalnej sytuacji.
Kiedy
jej bliscy weszli do pokoju ruszyła w ich kierunku, aby się
przywitać, uściskać dzieci i burknąć mężowi od niechcenia, że
znowu założył zły krawat. Nic tak nie doprowadzało Anastazji do
szewskiej pasji jak źle dobrany krawat. Zawsze sama wybierała i
nawet wiązała, bo przecież nikt nie potrafi zawiązać tak jak
trzeba, dokładnie i elegancko. Teraz jednak jej krytyczne i pełne
wyrzutu spojrzenie trafiło w pustkę. Nikt go nie odebrał, podobnie
jak nikt nie zauważył właścicielki tego spojrzenia. Dzieci
przeszły tuż obok niej, zupełnie nie wyczuwając jej obecności,
natomiast mąż uwolniwszy się z tego fatalnego, źle dobranego
krawata, zwrócił się do dzieci:
-
Chcecie się czegoś napić?- powiedział to pewnie dlatego, że nie
wiedział o czym się rozmawia w takiej sytuacji, zwłaszcza z
własnymi dziećmi. No bo cóż tu można powiedzieć. No, jak tam?
Ładny był pogrzeb? Przecież to idiotyczne. A rozmawianie o czymś
innym, neutralnym zdawało mu się być nie na miejscu. Pierwszy raz
w życiu znalazł się w tak niezręcznej sytuacji. Nic dziwnego.
Anastazja była jego pierwszą żoną. Pierwszy raz był na pogrzebie
żony i pierwszy raz właśnie z niego wrócił do pustego domu. Do
domu, w którym nikt już nie będzie co kilka dni przestawiał
wszystkich mebli, nie będzie aranżował przestrzeni życiowej
wszystkim domownikom, dla ich wygody, dobrego samopoczucia i zdrowia
psychicznego, ale absolutnie bez ich zgody, a czasem nawet
akceptacji. Teraz mogli wejść i robić co tylko dusza zapragnie.
Mogli nabałaganić, mogli nie zdjąć butów, co zresztą uczynili z
wielką przyjemnością, mogli się ubrać nieodpowiednio do sytuacji
i nawet poprzekładać kolorowe poduszki z jednej kanapy na drugą,
na tę, do której one zupełnie nie pasują, co było absolutnym
gwałtem na poczuciu dobrego smaku i gustu. Mogli teraz bezkarnie
stać się przestępcami na polu sztuki użytkowej. Tylko dlaczego
ich to wcale nie cieszyło? To ich małe, powszednie marzenie było
zbyt drogo okupione i przestało mieć znaczenie. Prawdę
powiedziawszy już się przyzwyczaili.
-
Dobrze będzie –powiedział ojciec, widząc zatroskane miny dzieci.
Starsza, czternastoletnia dziewczynka ubrana w ciemną sukienkę i
ciemna przepaskę na złotorudych włosach, siedziała na kanapie i
wpatrywała się w swojego czarnego, lakierowanego bucika. Kiedy
usłyszała głos ojca, podniosła wzrok i spojrzała przed siebie.
Na ścianie naprzeciwko wisiał obraz, nieduży, w prostych
drewnianych ramkach. Kwiaty namalowane przez matkę. Utrwalony na
zawsze bukiet kwiatów, który Ludwika dostała od rodziców na swoje
czternaste urodziny. Zaledwie miesiąc temu. Tylko miesiąc, a
wydawało się, że to już taka daleka przeszłość. Ten obraz i
urodziny już zawsze będą należeć do czasów, kiedy matka jeszcze
żyła. Jej śmierć przedzieliła życie dziewczynki i całej
rodziny na dwie części. Przed i po. I tak już pozostanie. To jedna
z tych rzeczy, których zmienić nie można. Nie można ani naprawić,
ani zacząć od nowa. Ojciec podszedł do niej i delikatnie poklepał
ją po głowie, tak jak to robił zwykle po przyjściu z pracy, jak
to robił od lat. Nie zareagowała, dalej wpatrywała się w obraz.
Chłopiec, ośmiolatek z krótkimi, kręconymi, jasnymi loczkami
wiercił się niecierpliwie na fotelu, jakby czekał tylko kiedy
pozwolą mu z niego zejść. Spojrzał na ojca wielkimi, niebieskimi
oczami i zapytał nieśmiało:
-
Tatku, a kiedy mam wróci?
-
Mama nie żyje- wyjaśnił ojciec – przecież wiesz.
-
Wiem, ale kiedy przestanie?
Siostra
oczywiście zaraz wyzwała brata od głupków i wyjaśniła mu, że
jak ktoś nie żyje to już na zawsze. A teraz tata pewnie ożeni się
drugi raz i ciebie oddamy do domu dziecka.
Mój
Boże, oni naprawdę myślą, że ja nie żyję!- przeraziła się
Anastazja. Muszę im powiedzieć, że się bardzo mylą. Przecież ja
tu jestem i nic się nie zmieniło a już z pewnością tatuś nie
ożeni się drugi raz. Co za pomysł! Przecież już ma żonę i
bardzo ją kocha. Słyszycie mnie?!
Spoglądając
raz na męża, raz na dzieci czekała na ich reakcje. Niestety żadnej
nie było. Nieznajomy, który w dalszym ciągu znajdował się w
pokoju, powiedział rzecz oczywistą, której jednak Anastazja nie
chciała przyjąć do świadomości.
-
Przecież oni cię nie słyszą. Ty już nie należysz do tego świata
i nie powinnaś w niego w żadnym razie ingerować. Nie wolno tego
robić.
-
A co tam nie wolno – machnęła ręką Anastazja – a co mi teraz
możesz zrobić? Zabijesz mnie? Co się może stać?
-
Ty jeszcze nic nie wiesz, nie znasz tamtego świata, a zapewniam cie,
że wiele może się stać, wiele dobrego i lepiej żebyś się tego
nie pozbawiała. – wyjaśnił. Anastazja puściła tę uwagę mimo
uszu, znowu tylko machnęła ręką i podeszła do synka. Uklęknęła
kolo fotela i przytuliła chłopca. Nie bój się mały – szepnęła
– jestem przy tobie i zawsze będę.
-
Tatku! – chłopiec zawołał ojca - tatku! Mama wcale nie umarła,
jest tutaj, wiem, że jest. Tatku, nie ma jej w kuchni? Czuję, że
tu jest.
-
Oczywiście, że jestem - zapewniła synka Anastazja - A gdzie
miałabym być?
Chciała
jeszcze coś powiedzieć, ale nie zdążyła. Nieznajomy nie czekając
na jej przyzwolenie chwycił ją mocno za rękę i pociągnął za
sobą. Anastazja nie próbowała się sprzeciwić i całkiem
zrezygnowana poszła spokojnie za swoim przewodnikiem. Dokąd?
Wiedziała jedno. Pozna teraz wielką tajemnicę. Czy była jej
ciekawa? Trochę tak, jednak ostateczność tego poznania trochę ją
niepokoiła. A co będzie jeżeli tam mi się nie spodoba? Jeżeli
będę nieszczęśliwa? Co to będzie w takim razie za niebo? Jeżeli
idę do nieba. Rety! A może ja nie zasłużyłam na niebo tylko na
piekło? Przecież nie wiem jakie są kryteria przydziału do
konkretnej kategorii duchów, czy jak to się tam u nich nazywa.
Przebiegła myślą całe swoje dotychczasowe życie. Co ja myślę!
Całe życie. Ono się już skończyło i dalszej części nie
będzie, nigdy. Nie zawsze byłam dobra i uczciwa, to prawda. Ale
przecież nie ja jedna. Nie zrobiłam chyba nic tak złego, żeby
zasłużyć na piekło? Czy tam jest tak strasznie jak opowiadają?
Co za bzdura. Przecież nikt jeszcze nie wrócił z piekła, to skąd
ludzie mogą wiedzieć takie rzeczy? Strach ma wielkie oczy. Piekła
pewnie w ogóle nie ma.
Szli
dosyć długo. Początkowo ulica była zupełnie pusta. Po kilku
minutach zauważyła pojedyncze sylwetki ludzi . Potem było ich
więcej i więcej, tłum gęstniał, z trudem się w nim poruszali.
Kiedy
już Anastazji zdawał się, że ten tłum ludzi stratuje ją,
nieznajomy powiedział:
-
Jesteśmy na miejscu. Teraz pójdziemy cię zarejestrować.
-
Zarejestrować? – spytała zdziwiona - to w niebie też jest taka
biurokracja jak na ziemi?
-
A kto ci powiedział, że jesteśmy w niebie? – roześmiał się
nieznajomy - nic takiego nie istnieje. Jesteśmy w zaświatach, nie
ma tu żadnych podziałów na niebo czy piekło, nie ma ludzi
gorszych i lepszych, nie ma kary ani nagrody. Jest równość.
Anastazja
odetchnęła z ulgą. Tak to może być. Na równość się zgadzam.
***
Fragment?
OdpowiedzUsuńJa chce wiecej, duzo wiecej, a najlepiej calosc!! Czy mam rozumiec, ze to fragment ksiazki, ktora napisalas?
Kryste!!! Jesli tak, to ja koniecznie chce ja miec, dawa namiary!!!
Tak, popełniłam takie dzieło :) Niestety nie jest jeszcze skończone. Napisałam to jakiś czas temu. Wymaga jednak jeszcze dopracowania, a ja jakoś nie mogę się za to zabrać. Chyba mam za dużo czasu i się pogubiłam :)
UsuńPodpisuję się pod tym komentarzem.
UsuńTeż chcę więcej, jak można nas zostawić w takim momencie, umieram z ciekawości :)
Jak pisałam, to jeszcze nie było Twojego komentarza, Madame. W tym samym momencie pewnie pisałyśmy :)
OdpowiedzUsuńSpoko, spoko, nic się nie stało :) Z ciekawości nie umieraj, nie warto :)) A dalszy ciąg... jest jeszcze lepszy! Tylko tak, po pierwsze muszę dokończyć, poskładać do kupy fragmenty, po drugie nie wiem czy w ogóle opublikuję tu całość. To w końcu moja praca i jakieś profity by się przydały. Poza tym jednak wydanie książki pod własnym nazwiskiem jest bezpieczniejsze. Ale gdyby co, to moi ulubieni blogerzy dostaną książkę w prezencie :))
UsuńBardzo ciekawe. I co dalej?
OdpowiedzUsuńDalej? Tak jak napisałam w komentarzu powyżej :) Pozdrawiam.
UsuńNapisz koniecznie ciąg dalszy, a jak już wydasz to zakupię, ale koniecznie z Twoją dedykacją.
OdpowiedzUsuńMiłego,:)
P.S.
Lubię takie wymyślone historie. Mnie nieco brak chęci do wymyślania ich, piszę na ogół o tym, co się wydarzyło naprawdę.
Bo właściwie życie pisze tak zadziwiające historie... Zajrzyj kiedyś na mój drugi blog, zapraszam.Wejście przez klik na reprodukcje Klimta w górnym rogu prawego marginesu.
Życie zawsze pisze najlepsze historie. Mnie jednak nie przytrafiło się nic, godnego opisania. Tak myślę :) Chociaż prawdziwe losy ludzi opisuję na moim drugim blogu, "Ocalić od zapomnienia" Z tego też mogłaby powstać ciekawa książka. Na Twój drugi blog zajrzę. Bywam tam :)
UsuńJesli to dzielo "nieskonczone" to bardzo prosze, zamiast sie produkowac tutaj;) Przysiadz faldow i dokoncz, bo cos mi mowi, ze to bedzie bestseller. Wiesz fajnie sie pisze na blogu i milo otrzymywac komentarze, ale jak sama slusznie widzisz, przydaly by sie profity.
OdpowiedzUsuńNam dalas przedsmak i to powinno wystarczyc, choc swierzbi jezyk, oczy i uszy o wiecej;))) Ale rozsadek przede wszystkim.
Tylko mam nadzieje, ze jak juz wydasz, to jakims cudem bede mogla zakupc tutaj u mnie....;/
Czy będziesz mogła u siebie kupić, tego nie wiem, ale moja już głowa w tym, abyś dostała egzemplarz :) A do pracy już się zabrałam, nie tylko za to. Nie mogę więcej marnować czasu. Szok po przejściu na emeryturę chyba minął. Czas pomyśleć o sobie :))
UsuńJak już siadłem znajdując odpowiednią chwilę to jednym duszkiem (sic!) całość łyknąłem.
OdpowiedzUsuńFaktycznie gdy ma się za dużo czasu to trudno go logicznie spożytkować i w efekcie cały się marnuje ale niech moje i innych tutaj słowa zachęty podziałają na Ciebie jak pozytywny "kopniak" i zbierz się do pisania.
Powodzenia.