sobota, 28 grudnia 2013

Kto mnie pamięta, ręka w górę!

Jestem, żyję i wrócę tu. Już niedługo. Trochę cierpliwości. Dzisiaj tylko otworzę drzwi i odkurzę.
Jeżeli jednak bym nie wróciła, to znaczy że zjadł mnie mój piesio. Ma 6 tygodni i już mógłby mnie połknąć w całości :)

wtorek, 30 lipca 2013

Pamiętne imieniny

                                                                    Kilka dni temu madame miała imieniny
Przed południem wyprawiła przyjęcie dla kolegów z pracy a wieczorem dla Misiaczka i przyjaciół domu. Wieczór był radosny, tylko z miłymi niespodziankami.

Wiele lat temu zdarzyło się madame wyprawić ekstremalne imieniny.
Wieczorem położyłam, małe jeszcze, dzieciaki spać, a sama zabrałam się za przygotowywanie wielu wyszukanych smakołyków, dekorowanie stołu i upiększanie siebie.
Takie widoki dla Misiaczka są zbyt drastyczne, dlatego też postanowił wyprowadzić pieska na spacer, aby ten nie przypomniał sobie o nim w czasie wizyty gości.

- Nie biorę klucza, nie zamykaj drzwi – powiedział jeszcze przed wyjściem Misiaczek.
W porządku, nie zamknęłam. Przecież nikt mnie nie ukradnie przez te parę minut.
 W piekarniku dochodziła kaczka z jabłkami. Pachniało w całym domu pieczonym mięskiem, sernikiem i perfumami.  Dostałam je w prezencie od Misiaczka a pachniały niebiańsko!
Właśnie miałam wyjmować pieczyste z piekarnika, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Czyżby już goście? Ale nie. Za drzwiami słyszę głos Misiaczka.
- Dlaczego zamknęłaś drzwi?!
Przecież są otwarte, ty ofermo! Podchodzę do drzwi, chwytam za klamkę i żeby udowodnić Misiaczkowi, że mam rację mocno szarpnęłam za klamkę. O rety! O mało nie wyrwałam sobie ręki z korzeniami.
Co się dzieje? Przecież ja ich nie zamykałam! Próbuję otworzyć zamek górny. Otwarty! Dolny zamek – też otwarty! A drzwi zamknięte i nie mają zamiaru ustąpić!
 Wpadam w panikę. Co mam zrobić! Nie wydostanę się z domu!
Misiaczek uświadomił mi, że on jest w gorszej sytuacji bo będzie musiał nocować na schodach, nie mówiąc o gościach, którzy już za chwilę się pojawią.
Wszelkie próby otwarcia drzwi zawiodły. Trzeba wyważyć drzwi. Niestety, mamy drzwi z blokadami i jest to nierealne, tym bardziej, że nie mamy żadnego doświadczenie we włamywaniu się.
Słyszę jak Misiaczek rozmawia z sąsiadem, dociera do mnie straszne słowo- siekiera. Będą rąbać moje piękne drzwi z boazerią, którą własnoręcznie z Misiaczkiem przybijaliśmy?! Nie zgadzam się! Co sobie pomyślą goście?, że Misiaczek zaraził się od pacjentów i zwariował?
Słyszę jak panowie odrywają piękną lakierowaną deseczkę i stwierdzają, że to nic nie dało, że trzeba rozkręcić zamek od środka. Z trudem powstrzymuję płacz. Mam przecież odświętny, perfekcyjny makijaż. Łzy jednak same płyną, jestem przekonana, że już nigdy nie wydostanę się z domu.
Misiaczek z sąsiadem debatują pod drzwiami, piesek piszczy, dzieci się obudziły a ja czuje, że jeszcze chwila a zostanę pacjentką własnego męża. Na oddziale zamkniętym. Zamkniętym?! O, Boże!
  Misiaczek dochodzi wreszcie do wniosku, że nie ma innego sposobu tylko musi dostać się do mieszkania przez balkon sąsiada. Moje serce zaczęło walić jak dzwon na trwogę. Przecież to czwarte piętro! Jak Misiaczek przeszedł z balkonu sąsiada na nasz balkon nie widziałam, zamknęłam oczy i zatkałam uszy. Kiedy go jednak zobaczyłam w pokoju, całego i zdrowego poczułam się taka szczęśliwa, jakby mi niebo spadło do rąk. Nie zauważyłam nawet, że za Misiaczkiem wszedł drogi człowiek pająk, nasz sąsiad. Wspólnymi siłami poodkręcali wszystkie zamki. A czas naglił ponieważ goście już czekali pod drzwiami. Bardzo rozbawieni komentowali atrakcje imieninowe, jakie dla nich przygotowałam.
Zastanawiałam się nawet czy się na nich nie obrazić. Po pół godzinie majstrowania przy drzwiach, intelektualiści odkryli, że to nie zamki się zepsuły tylko klamka! Po prostu z niewiadomych przyczyn urwał się taki mały dziubek, który wchodzi do dziurki. I już tam pozostał.

Imieniny się udały, mimo że z kaczki jadalne były tylko jabłka. Reszta się spaliła.

( Tekst z jednego z moich starych, nie istniejących już blogów. Z braku czasu wstawiłam jak leci, bez korekty. ) 

sobota, 13 lipca 2013

W poszukiwaniu źródła optymizmu

Foto: A.M.

Zauważyłam, że na starość życie staje się dziurawe jak zjedzona przez mole stara jesionka. Wszystko przez te dziury ucieka. Dni, lata, pamięć i uroda. Muszę przyznać, że najbardziej dokucza mi brak urody. Oszałamiająca nigdy nie była, ale żeby aż tak gdzieś zniknęła? Tu zwisa, tu się marszczy, tu zanika, tu przybywa. Całkowity brak równowagi estetycznej. Oczy maleją, nos rośnie. A cycki nie! No i gdzie w tym jakiś sens? Na oczy znalazłam lekarstwo – paseczki podnoszące opadające powieki. Oczy stają się dwa razy większe i dziesięć lat młodsze. Sprawa nosa nie została jeszcze rozwiązana.

Wszechobecne przemijanie dotyczy prawdopodobnie również mnie. Dotyczy i dotyka, żeby nie powiedzieć, że daje solidnego kopa. A po co ja mam przeminąć? Zwolnić miejsce? Użyźnić glebę?

Raczej się na to nie zgadzam, i pozwolicie, że dokąd się da, pozostanę przy swoim zdaniu. A czy ono będzie brane pod uwagę przez siły wyższe, to już inna sprawa.

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Czasami tak bywa, że czasu brak

Bardzo skomplikowane sprawy rodzinne pochłonęły mój cały czas.
Jak to się zmieni, wrócę.
Teraz bywam najczęściej i na krótko tylko tutaj:
http://www.facebook.com/Album.wspomnien

Zapraszam!
:)

niedziela, 31 marca 2013

Ostatni zajazd w Borkach, historia szlachecka z roku 2012 :))

Dwór w Soplicowie z ryciny Michała Andriolliego
   
Praca nad książką stanęła w miejscu i ani rusz dalej.
Za dużo codziennych problemów mnie rozprasza, a i warunki lokalowe nie należą do komfortowych. Postanowiłam więc w trybie przyspieszonym warunki powyższe zmienić na lepsze. Intensywne myślenie zaowocowało tylko jednym pomysłem: stryj Wacław!
Fakt, że daleko. Prawda, że trochę uderzy po kieszeni. Ale za to jaki spokój, cisza, widoki. Zakątek Podlasia nie tknięte przez czas.
Chwyciłam więc telefon i dzwonię do stryja. Mówię, że muszę odpocząć, potrzebuję nieco spokoju do pracy i w związku z tym przyjadę. Wspomniałam oczywiście profilaktycznie o ogromnej tęsknocie za stryjem. Jakże by inaczej. Zasięgnęłam języka co do sytuacji we dworze, spytałam czy nie będę przypadkiem przeszkadzać i takie tam grzecznościowe bzdety.
Stryj trochę plątał się w zeznaniach, e… odpocząć chcesz? ee….tak, pewnie, że możesz przyjechać…. a zresztą jak będziesz to pogadamy.
Nie chce, żebym przyjechała, czy co?
Długo jednak się nad tym nie zastanawiałam, spakowałam się i ruszyłam pociągiem na kraj świata. Gdybym wiedziała, co mnie tam czeka, wróciłabym do domu piechotą.

    
Po długiej podróży dotarłam wreszcie na miejsce. Maleńka stacyjka, pustka, cisza przerywana tylko śpiewem ptaków i szumem wiatru.
Pustka? No, do jasnej ciasnej! Przecież miał tu ktoś na mnie czekać! Jak ja teraz z tymi tobołami po piachu dowlokę się do stryja? No, ładnie się zaczyna mój wypoczynek. Będzie, jak widzę, czynny do bólu.
Ale nic. Nie poddaję się tak łatwo. Od czego są telefony? Oby tylko był zasięg na tej pustej połaci. Był. Stryj przepraszał bardzo za opóźnienie, ale takie zamieszanie w domu. Już wysyła po mnie wóz. Powinien być za parę minut. Parę minut to jakoś wytrzymam. Usiadłam na ławce i wystawiłam twarzyczkę do słońca. Przez te parę minut nie nabawię się chyba zmarszczek? Siedzę, siedzę i co chwila rozglądam się za limuzyną, która po mnie jedzie.
Nagle zerwałam się na równe nogi! Boże, trzęsienie ziemi, koniec świata!
Zobaczyłam tumany kurzu i usłyszałam głośny tętent kopyt, jakby stado bawołów pędziło przez prerię! Kiedy kurz opadł zobaczyłam furmankę, wóz drabiniasty zaprzężony w dwa ogromne, masywne wiejskie konie!
To ma być ten wóz!!?
Woźnica grzecznie się przywitał i powiada: co to porobiłosie we dworze! Wszyscy zarobieni po łysiny! Ledwo od roboty oderwałsie ja.
Wszyscy?!! Jacy wszyscy? Przecież ja pół świata przejechałam, żeby mieć ciszę i spokój!
Pani pakujesie na furmankę, nie ma czasu! – pogonił mnie woźnica.
Łatwo powiedzieć. Jak wsiąść na toto coś? Konie ogromne, patrzą na mnie jakoś tak spode łba.
O matko! Nie!! Ja wracam do domu!
Już miałam zrealizować plan powrotu, gdy nagle i niespodziewanie znalazłam się na furmance. Czy mi się zdawało, że furman położył swoją wielką łapę na mojej pupie i dosłownie wrzucił mnie na wóz? Mam nadzieję, że to sen.
Jedziemy. Fura podskakuje na wertepach, konie rżą, machają ogonami tuż przed moim nosem, pokazują bezwstydnie gołe tyłki.
Koń po prawej, siwek, z gracją podniósł ogon do góry i wypuścił na drogę grad pączków, po czym parsknął radośnie i dalej dumnie kroczył polną drogą.
A lipy tak cudnie pachniały.
cdn.                                                                                                                                                                   











niedziela, 24 marca 2013

Święta zubożałej polskiej szlachcianki :)

 Tekst nie jest nowy, ale na czasie :)

 Od samego rana we dworze ruch jak na targu w miasteczku. W kuchni odgłosy przygotowań do świątecznego śniadania. Na podwórzu szczekanie psów, pokrzykiwania służby. Pierwszy wstał stryj Wacław, leciwy staruszek. Stukając laseczką o świeżo wyszorowane deski podłogi powoli doszedł do jadalni. Stół nakryty białym obrusem był jeszcze pusty. Kiedy tłusta, o różowej, błyszczącej twarzy kucharka zauważyła stryja, zarządziła nakrywanie do stołu. Wjechały pieczenie na zimno, pasztety, jaja na tysiąc sposobów, baby, mazurki. Kiedy w całym dworze zapachniało jedzeniem do jadalni szybkim krokiem weszły dwie ciotki, od lat kilkudziesięciu będące w wieku średnim. Reszta gości jeszcze spała snem świątecznym.
Do mojego pokoju, będącego ostatnim w amfiladzie, odgłosy budzącego się dnia docierały bardzo powoli. Wyraźnie natomiast słyszałam śpiew ptaków za oknem. Pierwsze promienie słońca, które wkradły się do pokoju i położyły na mojej poduszce, skutecznie wygoniły mnie z łóżka. Głowę miałam ciężką i wszystkie członki obolałe, co było skutkiem wczorajszego, długiego spaceru po lesie i siedzenia do późna przy biurku. Pisanie wymaga poświęceń, nawet w święta.
Kiedy ubrana w gustowny szlafroczek i rozczochraną fryzurę dotarłam w końcu do jadalni prawie wszystkie miejsca przy stole były zajęte. Po paru minutach dołączyła do nas kuzynka, która właśnie wróciła z porannego joggingu. Podobno ten doskonale wpływa na figurę i przedłuża młodość. Niestety nie w jej przypadku. Ale po co jej miałam to mówić? Niech żyje szczęśliwa w nieświadomości brutalnej prawdy.
Zanim zabraliśmy się za pochłanianie świątecznych potraw, stryj przespacerował się wokół stołu z ogromną flachą jakiejś paskudnej wody toaletowej i po kolei pokropił wszystkie głowy śmierdzącą cieczą. Wypadało się uśmiechnąć i nieco radośnie popiskiwać. Wszyscy udawali doskonale bo stryj był zadowolony.
I tak siedzimy przy tym stole do teraz. Coraz mniej mówimy, bo trudno oddychać.
Zaraz wszyscy udadzą się do swoich pokoi i rzucę swe umęczone zwłoki na łoża.
Kiedy już sadełko odłoży się jak trzeba, pójdziemy na spacer. Wrócimy pewnie dopiero na kolację, którą podadzą na werandzie. Stryj będzie opowiadał historie, które wszyscy doskonale znamy i pamiętamy znacznie lepiej niż on.
Posłuchamy jednak z wielkim, nieukrywanym zainteresowaniem.
Tradycja, to tradycja.
Raz do roku da się wytrzymać.
A po wielu latach będzie się bardzo tęsknić.

poniedziałek, 18 lutego 2013

Mózg na temblaku

Zniknęłam na chwilę z mojej M. Nie odeszłam jednak daleko. Większość czasu spędzam przed komputerem. Kazaliście mi pisać, to piszę :)
Tylko, żeby to było takie proste i łatwe! Uwierzcie mi na słowo, nie jest.
Kiedy już powzięłam twarde postanowienie, że będę pisać, musiałam się do tego przygotować. Psychicznie i organizacyjnie.
Na początek należało wyłowić z przestworzy mojego dysku twardego pliki z notatkami, niezliczonymi wersjami tekstu. 
Część wyłowiłam, reszta utonęła na zawsze i nawet nie wiem gdzie. Byłam pewna, że gdzieś jest, a okazało się, że nie ma. Na szczęście dysponuję również niezliczoną ilością wydruków. Znalazłam właściwy. Musiałam jednak przepisać go, co zajęło mi sporo czasu i skutkowało złamaniem dwóch paznokietków u prawej rączki. Piszę szybko, bo palce nie nadążają za myślami.
Kiedy już przepisałam zabrałam się za kompletowanie notatek papierowych, zapisków,karteczek, świstków, zalegających w każdym zakątku mojego domu. Udało się! 
Niektórych nie mogłam odczytać, a wydawały mi się bardzo istotne, ważne i niezbędne. Przydałby się fachowiec od egipskich hieroglifów. Dlaczego tak się stało? W trakcie codziennych czynności domowych, odpoczynku, sprzątania, gotowania, prania, kiedy to najbardziej potrzebne są dwie ręce, mózg pracuje na pełnych obrotach i zajmuje się pracą twórczą. Kiedy wpadnie na jakiś świetny pomysł, należy go natychmiast zapisać. Zapisuję więc. Najczęściej jednak nie mam wtedy na nosie okularów. Da się pisać bez okularów, ale najczęściej nie da się tego odczytać :)
Piszę dziennie średnio siedem stron. Nie wiem czy to dużo, czy mało. Dla mnie w sam raz.
Wczoraj utknęłam. Zaczęły się schody. Strome i wysokie. Nie mogłam w żaden sposób ruszyć dalej, nawet na pierwszy schodek. To co do tej pory napisałam, to pikuś, każdy potrafi zacząć. To co najważniejsze dzieje się właśnie na tych schodach. Trzeba się na nie wdrapać, inaczej cała praca pójdzie na marne.
Cały wieczór i noc kombinowałam, jakby tu się na schody dostać. To z tej strony próbowałam, to z innej. I nic! Mózg się buntował, dawał mi do zrozumienia, że widocznie za słaby, zmęczony, że zwoje się przegrzały, wyprostowały i zwichnęły.
Dzisiaj doznałam olśnienia! Schody zniknęły, ja wsiadłam do windy i jadę.
W związku z powyższym nie mam za wiele czasu, nie mogę pozwolić aby uciekły mi myśli, słowa, zdania i obrazy.
Idę je łapać :)
Trzymajcie kciuki.

wtorek, 12 lutego 2013

Kochanie, podaj mi siekierę...bierzemy rozwód.

Podzielimy mieszkanie, meble, telewizor, psa i dzieci.
Podzielimy? Przecież to wszystko moje!
Moje! To po mojej mamusi!
A to po moim tatusiu!
Dobrze. W takim razie zabiorę sobie dziecko.
Ty dostajesz samochód, to ja też muszę coś mieć.

Znacie to? Pewnie, że znacie. Ja też.
Jestem niepełnosprawna. Wychowałam się w niepełnosprawnej rodzinie. Powiecie: a cóż to za niepełnosprawność! Niepełna rodzina – normalka.
Ale jak tu być pełnosprawnym życiowo jak ma się zwichniętą psychikę i uczucia, zaniżoną samoocenę. Nie ma ojca, zostawił ją! Pewnie była niegrzeczna, niezbyt ładna, niesympatyczna. Tak pewnie było. W przeciwnym razie ojciec by ją kochał. A tak, wyjechał na drugi koniec świata i córki mu nie brakowało. Taka córka to nie córka, to takie nic.
Tatuś jest niedobry. Chcesz jechać na wycieczkę z tatusiem? Naprawdę? Skoro nie kochasz mamusi, to jedź. Mamusia jest niedobra. Męczy się, poświęca się, nie jeździ na wczasy, bo wie, że dziecko to obowiązek. A taki tatuś przyjedzie i zaraz lecisz jak ćma do świecy. Nie masz ambicji, godności.
Pani z sądu pyta: z kim chciałabyś mieszkać, z tatą czy mamą?
Nie wiem. Chcę mieszkać w swoim domu, wśród znajomych przedmiotów, znajomym rytmem dnia. Nie chce się nigdzie przeprowadzać. Matka patrzy i oczekuje odpowiedzi, odpowiedzi właściwej, lojalnej, jedynej. Odpowiadam.
Wybrałam.
Wtedy rodzinny dom przestał istnieć. Już nigdy nie będę mogła przyjechać do domu, do rodziców. Po radę, po pomoc, po uczucie.
Pani Barbara Niechcic zauważyła, że dzieci kochają nas tylko w Serbinowie, poza Serbinowem możemy dla nich nie istnieć.
Mój Serbinów zburzono i rodzice przestali dla mnie istnieć.

Piszę to przed Walentynkami, tak profilaktycznie. Przyjmując kwiaty, prezent, pierścionek pamiętajcie, że potem jest ciąg dalszy. Siekiera i rozwód.

Miłych Walentynek :)

piątek, 1 lutego 2013

Straszydło ( fragment)

Jak niewiele jest rzeczy, których możemy się spodziewać. Większość tego co nas spotyka, dzieje się niespodziewanie. Niespodziewanie też odchodzimy i to zawsze w nieodpowiednim momencie. Zawsze zostawiamy jakieś niedokończone sprawy. Tylko to po nas zostaje. I może jeszcze kilka przedmiotów, nikomu już niepotrzebnych. Jeżeli nie zasługują na miano pamiątek lądują na śmietniku. Nikt się nie zastanawia co znaczyły dla nas, bo nas już nie ma. Przedmioty straciły swoje znaczenie, niespodziewanie, w jednym przypadkowym momencie.

Być może tak myślała Anastazja wbiegając po schodach tamtego dnia. Czterdziestoletnia właścicielka galerii sztuki i wzięta malarka spieszyła się bardzo do domu, chociaż nie wiedziała dlaczego. Nie znała przyczyny nagłej luki w pamięci, w którą wpadło kilka ostatnich dni. Bardzo się starała, nie mogła ich jednak odnaleźć. Zatrzymała się przed drzwiami własnego mieszkania. Chciała sięgnąć po klucz do torebki, ale zorientowała się, że jej nie ma. Zgubiłam torebkę! Klucze i wszystkie dokumenty przepadły. Będę musiała zmienić zamek. Ale jak to się mogło stać? Gdzie ja byłam? Nie pozostawało nic innego jak zapukać i mieć nadzieję, że ktoś jest w domu i otworzy drzwi. Która to może być godzina? Chciała sprawdzić, ale ktoś ukradł jej również zegarek.
Aby jakoś rozładować narastającą w niej złość na samą siebie z całych sił zapukała w drzwi. Jakież było jej zdziwienie, kiedy , spodziewając się przeraźliwego odgłosu walenia w drzwi, nie usłyszała nic, tylko poczuła jak błyskawicznie i bezszelestnie przepłynęła przez zamknięte drzwi i wylądowała na dywaniku w przedpokoju.

wtorek, 29 stycznia 2013

Bokser i panna.

Znacie Krystynę Pawłowicz? Znacie. No to posłuchajcie.
W ostatnich dniach moje zdziwienie osiągnęło punkt kulminacyjny. Za nim zaczyna się tak zwany wkurw totalny.
Kiedy usłyszałam co na temat związków partnerskich i Anny Grodzkiej mówi panna Pawłowicz ( tak nawiasem – moja rówieśniczka) byłam w szoku. Kiedy szok minął zabrałam się za klepanie kotletów schabowych. Każdy z nich miał twarz Krystyny. Tak tłukłam, aż stały się przezroczyste. Trochę mi ulżyło.
Nie wyobrażam sobie dyskusji o związkach partnerskich w sejmie, w którym marszałkiem nie może być Anna Grodzka. Bo jest inna? Inna od kogo? Czy inność jest niezgodna z konstytucją? Wychodzi na to, że tak.
Krystyna Pawłowicz patrząc na Annę Grodzką widzi mężczyznę. No i co? Każdy widzi co chce. Może doktorzy habilitowani mają lepszy wzrok. Co wynika z tego błyskotliwego spostrzeżenia? To mężczyźni nie mogą być marszałkami sejmu? Mogą. Nie mogą reprezentować narodu? Mogą. Podobnie jak kobiety. Może to również Anna Grodzka.
Gdyby pani Krystyna powiedziała, że patrząc na Grodzką widzi wiewiórkę, to można by się zastanawiać, czy taka wiewiórka może reprezentować naród.
Dlaczego Grodzka nie może reprezentować narodu? Bo była kiedyś mężczyzną?
A były alkoholik może? A cham może? A stara panna może?
Jeżeli stara panna może wypowiadać się na temat jakichkolwiek związków, uczuć, seksu jałowego czy też okraszonego skwarkami, to dlaczego Anna Grodzka nie może reprezentować na przykład mnie?
No tak. Bo Grodzka ma twarz boksera.
A ktoś inny ma zeza, rude włosy, krzywy nos czy nogi, jest gruby albo ma hemoroidy. To oni też nie mogą?
Przecież jeżeli jakiś poseł nosi protezę , to nie znaczy, że reprezentuje tylko szczerbatych!
Ja rozumiem. Wolność słowa. Można powiedzieć wszystko, ale niekoniecznie trzeba. Trochę kultury i wyczucia też by się przydało. Tego jednak nie można wszczepić operacyjnie, a operację zmiany płci można zrobić.
Możliwe jest także podróżowanie w czasie, bo ostatnio jakaś wycieczka ze średniowiecza nawiedziła nasz sejm.
Skąd się biorą tacy ludzie? Aha, już wiem, z hodowli rydzyków. A urodzaj tego roku wyjątkowy.

Może niezbyt poważny ten tekst, ale przecież nie da się poważnie komentować cyrkowego przedstawienia.
Czyż nie?

środa, 23 stycznia 2013

Współczuję... farsy

Nie znałam Jadwigi Kaczyńskiej. 
Wiem o Niej tylko tyle, ile przeczytałam. 
Wierzę w to, że była wspaniałą matką, że synowie ją kochali. Bardzo współczuję rodzinie.
Nie była jednak jedyną matką na świecie. Tak, straciła ukochanego syna. Moja babcia straciła dwóch synów, których też bardzo kochała.
Każdy z nas kocha swoją matkę. Ból po jej stracie jest ogromny. Jednak jako dorośli ludzie, zdajemy sobie sprawę z tego, że taka jest kolej rzeczy. Matki nie żyją wiecznie, niestety, a my nie stajemy się nagle bezradnymi sierotkami i nikt nas tak nie traktuje.
Każdy z nas stara się wyprawić matce jak najwspanialszy pogrzeb, oczywiście w miarę naszych możliwości finansowych. 
Wszystko jednak musi mieć swoje granice, bo po ich przekroczeniu ocieramy się o śmieszność, która w przypadku tak poważnej uroczystości, tak intymnej mimo wszystko, jest wysoce nie wskazana.
Widziałam zdjęcia z pogrzebu Jadwigi Kaczyńskiej. 
Muszę przyznać, że rozmach tej uroczystości bardzo mnie zaskoczył, i to wcale nie pozytywnie. 
Liczba księży, których zliczyć nie sposób, obowiązkowa obecność Rydzyka, przemówienie gospodyni z Plebanii ( której poglądy przyprawiają mnie o gęsią skórkę), tłumy jakichś dziwnych ludzi spędzonych z całej Polski, naznaczonych piętnem Radia Maryja – wszystko to sprawiło, że zmarszczki mi się wyprostowały ze zdziwienia.
A wisienką na tym torcie był transparent, który zobaczyłam na jednym ze zdjęć: „Starachowice żegnają Pierwszą Matkę Rzeczypospolitej”. To się nadaje tylko do kabaretu. Cała powaga uroczystości pryska jak bańka mydlana.
Szkoda. To bardzo przykre, że z pogrzebu z pewnością dobrej kobiety i kochającej matki zrobiono, może nie celowo, taką farsę.
Żal...

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Kalendarz świąt

Jestem w takim okresie życia, w którym więcej się wspomina niż planuje. Podobno nie należy się oglądać za siebie tylko patrzeć prosto w przyszłość. Tak się jednak składa, że za mną pozostał kawał mojego życia. Jak to porzucić? Zapomnieć? Pewnie, że nie. Jestem babcią. Mam komu opowiadać o przeszłości, o swoim życiu, o przodkach, snuć wspaniałe historie, prawdziwe, jednak z każdym rokiem piękniejsze.
Doskonale pamiętam opowieści mojej babci, które opowiadała mi przed snem. Chciałabym aby moje wnuki też miały takie wspomnienia.

Na zdjęciu obie moje babcie. Pisałam o nich na moich blogach. Wystarczy poszukać :))

Wczoraj minęła 35 rocznica mojego ślubu. Trudno uwierzyć. W dniu ślubu nie wyobrażałam sobie, że można mieć 35 lat. A tu proszę, zleciało jak jeden dzień.
Wtedy też była taka śnieżna i mroźna zima.
Jechałam do ślubu białym mercedesem mojego ojca.
Miałam suknię wypożyczoną z wypożyczalni sukien ślubnych.
Miałam buty pożyczone od mamy.
Miałam męża pożyczonego od teściowej :)
Byłam młoda...
Teraz jestem babcią...i też jestem młoda. I mam dzisiaj święto!
Świętujmy więc i cieszmy się życiem
bo następne święto, które szykuje nam los, to święto zmarłych.

sobota, 19 stycznia 2013

Czy mnie jeszcze pamiętasz?

To ja. Może trochę starsza, może trochę bardziej emerytka.
Próbuję jakoś ogarnąć ten nowy świat, świat bez obowiązków, bez awansów, zebrań, posiedzeń, wizyt w urzędach, premii, nagród. Świat bez niedziel i świąt spędzonych nad papierami.
Mój nowy świat jest tak wypełniony czasem, że się w nim zagubiłam. Lewituję gdzieś w tej wolnej przestrzeni i nie mogę opaść na ziemię.
Jak tu znaleźć wolną chwilę na pisanie bloga, kiedy wszystkie chwile są wolne?
Ale za to ile miejsca na myśli! Na obserwację świata! Odkryłam, że świat jest piękny. Dopiero teraz. Może dlatego, że wzrok już nie ten?
Zauważyłam też, że można żyć bez pisania bloga.
Ale co to za życie :)
Dlatego wracam!

A u mnie jeszcze święta :)


Za oknem piękna zima... 


Czasem świeci słońce...


I oczywiście, jak typowa babcia emerytka, zrobiłam górę faworków.


Smacznego... oglądania :))