Mijają dni, mijają lata... a ja
ciągle spóźniona. Zawsze i ze wszystkim. Ja chyba nawet nie zdążę
się zestarzeć! Patrzę tak na moje koleżanki i wszystkie już
stare. A ja co? Jak zwykle spóźniona.
Jak tam u Was z czasem? Jak planujecie
swój dzień, aby zdążyć ze wszystkimi obowiązkami? A
przyjemności?
Dla mnie dzień jest za krótki. Noc
też.
Moja babcia zawsze mi mówiła: spiesz
się powoli. Chyba zbyt dosłownie zrozumiałam to przykazanie.
Spieszę się i spieszę a tu góra papierkowej roboty rośnie, góra
ciuchów do prasowania również, obiadu dzisiaj nie zdążyłam
ugotować. Lusterko już za mną biega i krzyczy: położysz wreszcie
tę farbę na siwe kudły! Pliki z rozdziałami powieści wyglądają
z laptopa i wypatrują leniwej autorki. Blogi zasnęły snem
kamiennym i lewitują gdzieś w wirtualnej przestrzeni w kierunku
wiecznego zapomnienia.
Jednego bloga przywróciłam już do
życia. Cieszył się, aż merdał ogonem :) Bardzo proszę,
zaglądajcie do niego, pogłaszczcie po główce, bo towarzyskie z
niego zwierzę.
W związku z bardzo bolesnym i
kontrowersyjnym przeżyciem, jakim jest osiągnięcie wieku
emerytalnego i wykopaniem na margines życia przez pracującą elitę,
będę miała więcej czasu na intelektualne zabawy. Może wreszcie
coś napiszę od początku do końca.
Ale to jeszcze nic pewnego. Podobno
jakiś leń o mnie pytał, a taki jak się do człowieka przyczepi to
już nie popuści. Zwłaszcza jak wyżej wspomniany człowiek jest na
emeryturze.
A może ja się niepotrzebnie tak
martwię? Bardzo możliwe, że emerytura będzie głodowa i szybko
przeflancuje mnie do grona diabełków. A wtedy to już będę miała
duuuuuuużo czasu. Całą wieczność.
Tylko wtedy, wydaje mi się, czas
przestanie istnieć. Jak wszystko pozostałe.
A może się zapętli i wszystko
zacznie się od nowa? Nie wiem.
Jedno jest pewne. Nie chcę już nigdy
być księgową a główną w szczególności.
A kim chciałabym być? Wszystko jedno.
Chciałabym po prostu być.