Tekst nie jest nowy, ale na czasie :)
Od samego rana we dworze ruch jak na targu w
miasteczku. W kuchni odgłosy przygotowań do świątecznego
śniadania. Na podwórzu szczekanie psów, pokrzykiwania służby.
Pierwszy wstał stryj Wacław, leciwy staruszek. Stukając laseczką
o świeżo wyszorowane deski podłogi powoli doszedł do jadalni.
Stół nakryty białym obrusem był jeszcze pusty. Kiedy tłusta, o
różowej, błyszczącej twarzy kucharka zauważyła stryja,
zarządziła nakrywanie do stołu. Wjechały pieczenie na zimno,
pasztety, jaja na tysiąc sposobów, baby, mazurki. Kiedy w całym
dworze zapachniało jedzeniem do jadalni szybkim krokiem weszły dwie
ciotki, od lat kilkudziesięciu będące w wieku średnim. Reszta
gości jeszcze spała snem świątecznym.
Do mojego pokoju, będącego ostatnim w amfiladzie,
odgłosy budzącego się dnia docierały bardzo powoli. Wyraźnie
natomiast słyszałam śpiew ptaków za oknem. Pierwsze promienie
słońca, które wkradły się do pokoju i położyły na mojej
poduszce, skutecznie wygoniły mnie z łóżka. Głowę miałam
ciężką i wszystkie członki obolałe, co było skutkiem
wczorajszego, długiego spaceru po lesie i siedzenia do późna przy
biurku. Pisanie wymaga poświęceń, nawet w święta.
Kiedy ubrana w gustowny szlafroczek i rozczochraną
fryzurę dotarłam w końcu do jadalni prawie wszystkie miejsca przy
stole były zajęte. Po paru minutach dołączyła do nas kuzynka,
która właśnie wróciła z porannego joggingu. Podobno ten
doskonale wpływa na figurę i przedłuża młodość. Niestety nie w
jej przypadku. Ale po co jej miałam to mówić? Niech żyje
szczęśliwa w nieświadomości brutalnej prawdy.
Zanim zabraliśmy się za pochłanianie świątecznych
potraw, stryj przespacerował się wokół stołu z ogromną flachą
jakiejś paskudnej wody toaletowej i po kolei pokropił wszystkie
głowy śmierdzącą cieczą. Wypadało się uśmiechnąć i nieco
radośnie popiskiwać. Wszyscy udawali doskonale bo stryj był
zadowolony.
I tak siedzimy przy tym stole do teraz. Coraz mniej
mówimy, bo trudno oddychać.
Zaraz wszyscy udadzą się do swoich pokoi i rzucę
swe umęczone zwłoki na łoża.
Kiedy już sadełko odłoży się jak trzeba,
pójdziemy na spacer. Wrócimy pewnie dopiero na kolację, którą
podadzą na werandzie. Stryj będzie opowiadał historie, które
wszyscy doskonale znamy i pamiętamy znacznie lepiej niż on.
Posłuchamy jednak z wielkim, nieukrywanym
zainteresowaniem.
Tradycja, to tradycja.
Raz do roku da się wytrzymać.
A po wielu latach będzie się bardzo tęsknić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz