piątek, 1 lutego 2013

Straszydło ( fragment)

Jak niewiele jest rzeczy, których możemy się spodziewać. Większość tego co nas spotyka, dzieje się niespodziewanie. Niespodziewanie też odchodzimy i to zawsze w nieodpowiednim momencie. Zawsze zostawiamy jakieś niedokończone sprawy. Tylko to po nas zostaje. I może jeszcze kilka przedmiotów, nikomu już niepotrzebnych. Jeżeli nie zasługują na miano pamiątek lądują na śmietniku. Nikt się nie zastanawia co znaczyły dla nas, bo nas już nie ma. Przedmioty straciły swoje znaczenie, niespodziewanie, w jednym przypadkowym momencie.

Być może tak myślała Anastazja wbiegając po schodach tamtego dnia. Czterdziestoletnia właścicielka galerii sztuki i wzięta malarka spieszyła się bardzo do domu, chociaż nie wiedziała dlaczego. Nie znała przyczyny nagłej luki w pamięci, w którą wpadło kilka ostatnich dni. Bardzo się starała, nie mogła ich jednak odnaleźć. Zatrzymała się przed drzwiami własnego mieszkania. Chciała sięgnąć po klucz do torebki, ale zorientowała się, że jej nie ma. Zgubiłam torebkę! Klucze i wszystkie dokumenty przepadły. Będę musiała zmienić zamek. Ale jak to się mogło stać? Gdzie ja byłam? Nie pozostawało nic innego jak zapukać i mieć nadzieję, że ktoś jest w domu i otworzy drzwi. Która to może być godzina? Chciała sprawdzić, ale ktoś ukradł jej również zegarek.
Aby jakoś rozładować narastającą w niej złość na samą siebie z całych sił zapukała w drzwi. Jakież było jej zdziwienie, kiedy , spodziewając się przeraźliwego odgłosu walenia w drzwi, nie usłyszała nic, tylko poczuła jak błyskawicznie i bezszelestnie przepłynęła przez zamknięte drzwi i wylądowała na dywaniku w przedpokoju.
- Co za czort!- wycedziła przez zęby podnosząc się z podłogi.
- Ładnie mnie witasz Anastazjo- usłyszała miły męski głos dobiegający z wnętrza pokoju.
- Co pan tu robi i kim pan jest?- podeszła ostrożnie, na palcach do drzwi, pochyliła się i zza framugi zajrzała do pokoju. Piękne rude włosy opadły jej na twarz o cerze tak jasnej, że wydawała się przezroczysta. Na małym, zadartym nosku widać było kilka piegów.
W pokoju na fotelu siedział mężczyzna. Widziała go pierwszy raz w życiu. Tak jej się przynajmniej wydawało bo mężczyzna był z rodzaju tych, których się nie zauważa dopóki się nie odezwą. Trudno jednak było nie zauważyć odzienia, które miał na sobie. Co to było? Anastazja jeszcze nigdy nie widziała tak dziwnego ubioru. Mężczyzna spowity był w długą, obszerną szatę koloru porannej mgły. Czy on ma na sobie szlafrok? Kto to jest? Pewnie jakiś ekscentryczny artysta.
- Czekam na ciebie – odezwał się mężczyzna - wiedziałem, że wcześniej czy później dotrzesz tu. Zawsze wracacie do domu. Nie rozumiem tego zupełnie, bo cóż tu takiego wyjątkowego. Dom jak dom, jak wiele innych. Wszystkie są do siebie podobne. To tylko ściany i kilka przedmiotów.
- Dlaczego pan na mnie czeka? - Anastazja niepewnym krokiem weszła do pokoju – przecież nie byliśmy umówieni. Czy ja zapomniałam o spotkaniu?
Szukała w pamięci jakiegoś śladu, który mógłby ją naprowadzić na odpowiedź na to pytanie. Nic jednak nie znalazła. Była pewna, że nigdy tego człowieka nie widziała i z pewnością nie byli umówieni.
- Nie byliśmy umówieni – potwierdził jej przypuszczenie nieznajomy - nie zapomniałaś o żadnym spotkaniu. Ty przecież o niczym nie zapominasz. Ja po prostu nigdy nie umawiam się na spotkanie z klientami. Dostaję zlecenie i przychodzę. Dzisiaj przyszedłem po ciebie.
- Po mnie? Czy ja dobrze słyszę? Czy ja jestem aresztowana? Zapewniam pana, że wszystkie papiery mam w porządku, uczciwie płacę wysokie podatki i ZUS, nie sprzedaję kradzionych dzieł sztuki i nie złamałam prawa w żaden inny sposób.
- Oczywiście, że nie. Nic o tym nie wiem i właściwie nic mnie to nie obchodzi, bo gdyby nawet, to i tak już nie ma żadnego znaczenia. Wytłumaczę ci po drodze o co chodzi ale teraz musimy już iść – nieznajomy podniósł się z fotela, podszedł do Anastazji i lekko dotknął jej ramienia – jesteś gotowa?
- Nie, nie jestem gotowa – odepchnęła ze złością jego rękę – to jakaś pomyłka, ja się nigdzie nie wybieram. Może to chodzi o kogoś innego. Teraz to ja chciałabym zostać sama – powiedziała zdecydowanym i nie uznającym sprzeciwu głosem i ręką wskazała gościowi drogę do drzwi wyjściowych.
- Nie możesz tutaj zostać – rozłożył bezradnie ręce- zrozum, ty nie żyjesz. Właśnie odbył się twój pogrzeb, a ty wróciłaś na chwilę do domu. Wszyscy wracają, tak już jest.
- Jak to nie żyję? Jaki pogrzeb? Przecież wiedziałabym o tym – krzyczała prosto w twarz nieznajomego – czy tak wygląda nieboszczyk?- kilka razy energicznie uderzyła się w piersi obiema dłońmi.
- Tak – potwierdził całkiem spokojnie mężczyzna- dla mnie wszystko jest oczywiste, a dla ciebie nie?
- Nie, dla mnie nie- zaprzeczyła spokojnym, ale zdecydowanym tonem- poza tym ja kategorycznie nie zgadzam się być nieboszczykiem. Nie życzę sobie być duchem, zjawą, cieniem a już z pewnością nie trupem. Czy ty słyszysz jak to brzmi? Czy to określenie pasuje do mnie? Powiedz tak szczerze, czy ktoś taki jak ja może nie żyć? Tak, tak , wiem, znam twoje zdanie na ten temat. Logicznie rozumując to ty pewnie masz rację, ale z drugiej strony nie możesz jej mieć, bo to byłby kompletny absurd. Czy istnieje jakaś linia obrony, którą mogłabym w tej chwili zastosować?
Wpatrywała się uważnie w nieznajomego z nadzieją na uzyskanie odpowiedzi dającej choćby cień szansy na zmianę jej obecnej sytuacji, zakładając oczywiście, że jest ona rzeczywista.
Mężczyzna , zniecierpliwiony już przeciągającą się ponad miarę dyskusją, która według niego do niczego nie prowadziła, podszedł do Anastazji, chwycił ją mocno za ramiona i dosyć brutalnie potrząsnął, jakby chciał ją obudzić z głębokiego snu. Kobieta była tak zaskoczona, że nie zareagowała, pomyślała tylko, że skoro czuje potrząsanie i mocny uścisk jego dłoni, to martwa w żadnym wypadku być nie może. Już miała wyrazić swój pogląd na ten temat, gdy usłyszała zgrzyt klucza w zamku i drzwi wejściowe z delikatnym skrzypieniem otworzyły się.
- I widzisz, co narobiłaś?- karcącym tonem nieznajomy zwrócił się do Anastazji- nas już tutaj nie powinno być. To jest niedopuszczalne tak wydłużać swój pobyt na tym świecie. To jest bardzo, ale to bardzo niebezpieczne. Przynajmniej teraz zachowaj się jak na ducha przystało i spokojnie ze mną odejdź.
- Jeszcze tylko chwileczkę- spojrzała błagalnie swoimi jasnymi oczami- tylko jedną małą chwilkę, ja muszę zobaczyć moje dzieci. Jeżeli jest tak jak mówisz, to zapewne już nigdy ich nie zobaczę. Nie zobaczę, prawda?
Mężczyzna nie potwierdził ani nie zaprzeczył. Rozłożył tylko bezradnie ręce jakby mówił- a rób co chcesz, ale ja cię ostrzegałem, że to jest niebezpieczne i tego się nie praktykuje. Nie wspomniał też o tym, że on sam może mieć z tego powodu nieprzyjemności, bo uważał, że nie wypada myśleć o sobie w takiej dramatycznej, jakby nie było, sytuacji dla Anastazji. Dla niej jednak odpowiedź na to pytanie nie była już potrzebna, ponieważ właśnie ich zobaczyła. Wszystkich, których kochała. Być może nie wszystkich jednakowo, ale wszyscy byli jej rodziną. Anastazja miała bardzo rozwinięte poczucie własności. To jest moje i nie rusz tego. Moja firma, mój dom, moja rodzina – to były słowa, które na zawsze zagościły w jej słowniku i używała ich nader często. Jeżeli tylko ktoś usłyszał takie słowo, nie śmiał się sprzeciwiać bo groziło to przykrymi konsekwencjami z trwałym uszkodzeniem ciała włącznie. Nic się w tej kwestii nie zmieniło nawet w tej obecnej, dziwnej i poniekąd nieodwracalnej sytuacji.
Kiedy jej bliscy weszli do pokoju ruszyła w ich kierunku, aby się przywitać, uściskać dzieci i burknąć mężowi od niechcenia, że znowu założył zły krawat. Nic tak nie doprowadzało Anastazji do szewskiej pasji jak źle dobrany krawat. Zawsze sama wybierała i nawet wiązała, bo przecież nikt nie potrafi zawiązać tak jak trzeba, dokładnie i elegancko. Teraz jednak jej krytyczne i pełne wyrzutu spojrzenie trafiło w pustkę. Nikt go nie odebrał, podobnie jak nikt nie zauważył właścicielki tego spojrzenia. Dzieci przeszły tuż obok niej, zupełnie nie wyczuwając jej obecności, natomiast mąż uwolniwszy się z tego fatalnego, źle dobranego krawata, zwrócił się do dzieci:
- Chcecie się czegoś napić?- powiedział to pewnie dlatego, że nie wiedział o czym się rozmawia w takiej sytuacji, zwłaszcza z własnymi dziećmi. No bo cóż tu można powiedzieć. No, jak tam? Ładny był pogrzeb? Przecież to idiotyczne. A rozmawianie o czymś innym, neutralnym zdawało mu się być nie na miejscu. Pierwszy raz w życiu znalazł się w tak niezręcznej sytuacji. Nic dziwnego. Anastazja była jego pierwszą żoną. Pierwszy raz był na pogrzebie żony i pierwszy raz właśnie z niego wrócił do pustego domu. Do domu, w którym nikt już nie będzie co kilka dni przestawiał wszystkich mebli, nie będzie aranżował przestrzeni życiowej wszystkim domownikom, dla ich wygody, dobrego samopoczucia i zdrowia psychicznego, ale absolutnie bez ich zgody, a czasem nawet akceptacji. Teraz mogli wejść i robić co tylko dusza zapragnie. Mogli nabałaganić, mogli nie zdjąć butów, co zresztą uczynili z wielką przyjemnością, mogli się ubrać nieodpowiednio do sytuacji i nawet poprzekładać kolorowe poduszki z jednej kanapy na drugą, na tę, do której one zupełnie nie pasują, co było absolutnym gwałtem na poczuciu dobrego smaku i gustu. Mogli teraz bezkarnie stać się przestępcami na polu sztuki użytkowej. Tylko dlaczego ich to wcale nie cieszyło? To ich małe, powszednie marzenie było zbyt drogo okupione i przestało mieć znaczenie. Prawdę powiedziawszy już się przyzwyczaili.
- Dobrze będzie –powiedział ojciec, widząc zatroskane miny dzieci. Starsza, czternastoletnia dziewczynka ubrana w ciemną sukienkę i ciemna przepaskę na złotorudych włosach, siedziała na kanapie i wpatrywała się w swojego czarnego, lakierowanego bucika. Kiedy usłyszała głos ojca, podniosła wzrok i spojrzała przed siebie. Na ścianie naprzeciwko wisiał obraz, nieduży, w prostych drewnianych ramkach. Kwiaty namalowane przez matkę. Utrwalony na zawsze bukiet kwiatów, który Ludwika dostała od rodziców na swoje czternaste urodziny. Zaledwie miesiąc temu. Tylko miesiąc, a wydawało się, że to już taka daleka przeszłość. Ten obraz i urodziny już zawsze będą należeć do czasów, kiedy matka jeszcze żyła. Jej śmierć przedzieliła życie dziewczynki i całej rodziny na dwie części. Przed i po. I tak już pozostanie. To jedna z tych rzeczy, których zmienić nie można. Nie można ani naprawić, ani zacząć od nowa. Ojciec podszedł do niej i delikatnie poklepał ją po głowie, tak jak to robił zwykle po przyjściu z pracy, jak to robił od lat. Nie zareagowała, dalej wpatrywała się w obraz. Chłopiec, ośmiolatek z krótkimi, kręconymi, jasnymi loczkami wiercił się niecierpliwie na fotelu, jakby czekał tylko kiedy pozwolą mu z niego zejść. Spojrzał na ojca wielkimi, niebieskimi oczami i zapytał nieśmiało:
- Tatku, a kiedy mam wróci?
- Mama nie żyje- wyjaśnił ojciec – przecież wiesz.
- Wiem, ale kiedy przestanie?
Siostra oczywiście zaraz wyzwała brata od głupków i wyjaśniła mu, że jak ktoś nie żyje to już na zawsze. A teraz tata pewnie ożeni się drugi raz i ciebie oddamy do domu dziecka.
Mój Boże, oni naprawdę myślą, że ja nie żyję!- przeraziła się Anastazja. Muszę im powiedzieć, że się bardzo mylą. Przecież ja tu jestem i nic się nie zmieniło a już z pewnością tatuś nie ożeni się drugi raz. Co za pomysł! Przecież już ma żonę i bardzo ją kocha. Słyszycie mnie?!
Spoglądając raz na męża, raz na dzieci czekała na ich reakcje. Niestety żadnej nie było. Nieznajomy, który w dalszym ciągu znajdował się w pokoju, powiedział rzecz oczywistą, której jednak Anastazja nie chciała przyjąć do świadomości.
- Przecież oni cię nie słyszą. Ty już nie należysz do tego świata i nie powinnaś w niego w żadnym razie ingerować. Nie wolno tego robić.
- A co tam nie wolno – machnęła ręką Anastazja – a co mi teraz możesz zrobić? Zabijesz mnie? Co się może stać?
- Ty jeszcze nic nie wiesz, nie znasz tamtego świata, a zapewniam cie, że wiele może się stać, wiele dobrego i lepiej żebyś się tego nie pozbawiała. – wyjaśnił. Anastazja puściła tę uwagę mimo uszu, znowu tylko machnęła ręką i podeszła do synka. Uklęknęła kolo fotela i przytuliła chłopca. Nie bój się mały – szepnęła – jestem przy tobie i zawsze będę.
- Tatku! – chłopiec zawołał ojca - tatku! Mama wcale nie umarła, jest tutaj, wiem, że jest. Tatku, nie ma jej w kuchni? Czuję, że tu jest.
- Oczywiście, że jestem - zapewniła synka Anastazja - A gdzie miałabym być?
Chciała jeszcze coś powiedzieć, ale nie zdążyła. Nieznajomy nie czekając na jej przyzwolenie chwycił ją mocno za rękę i pociągnął za sobą. Anastazja nie próbowała się sprzeciwić i całkiem zrezygnowana poszła spokojnie za swoim przewodnikiem. Dokąd? Wiedziała jedno. Pozna teraz wielką tajemnicę. Czy była jej ciekawa? Trochę tak, jednak ostateczność tego poznania trochę ją niepokoiła. A co będzie jeżeli tam mi się nie spodoba? Jeżeli będę nieszczęśliwa? Co to będzie w takim razie za niebo? Jeżeli idę do nieba. Rety! A może ja nie zasłużyłam na niebo tylko na piekło? Przecież nie wiem jakie są kryteria przydziału do konkretnej kategorii duchów, czy jak to się tam u nich nazywa. Przebiegła myślą całe swoje dotychczasowe życie. Co ja myślę! Całe życie. Ono się już skończyło i dalszej części nie będzie, nigdy. Nie zawsze byłam dobra i uczciwa, to prawda. Ale przecież nie ja jedna. Nie zrobiłam chyba nic tak złego, żeby zasłużyć na piekło? Czy tam jest tak strasznie jak opowiadają? Co za bzdura. Przecież nikt jeszcze nie wrócił z piekła, to skąd ludzie mogą wiedzieć takie rzeczy? Strach ma wielkie oczy. Piekła pewnie w ogóle nie ma.
Szli dosyć długo. Początkowo ulica była zupełnie pusta. Po kilku minutach zauważyła pojedyncze sylwetki ludzi . Potem było ich więcej i więcej, tłum gęstniał, z trudem się w nim poruszali.
Kiedy już Anastazji zdawał się, że ten tłum ludzi stratuje ją, nieznajomy powiedział:
- Jesteśmy na miejscu. Teraz pójdziemy cię zarejestrować.
- Zarejestrować? – spytała zdziwiona - to w niebie też jest taka biurokracja jak na ziemi?
- A kto ci powiedział, że jesteśmy w niebie? – roześmiał się nieznajomy - nic takiego nie istnieje. Jesteśmy w zaświatach, nie ma tu żadnych podziałów na niebo czy piekło, nie ma ludzi gorszych i lepszych, nie ma kary ani nagrody. Jest równość.
Anastazja odetchnęła z ulgą. Tak to może być. Na równość się zgadzam.
***

12 komentarzy:

  1. Fragment?
    Ja chce wiecej, duzo wiecej, a najlepiej calosc!! Czy mam rozumiec, ze to fragment ksiazki, ktora napisalas?
    Kryste!!! Jesli tak, to ja koniecznie chce ja miec, dawa namiary!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, popełniłam takie dzieło :) Niestety nie jest jeszcze skończone. Napisałam to jakiś czas temu. Wymaga jednak jeszcze dopracowania, a ja jakoś nie mogę się za to zabrać. Chyba mam za dużo czasu i się pogubiłam :)

      Usuń
    2. Podpisuję się pod tym komentarzem.
      Też chcę więcej, jak można nas zostawić w takim momencie, umieram z ciekawości :)

      Usuń
  2. Jak pisałam, to jeszcze nie było Twojego komentarza, Madame. W tym samym momencie pewnie pisałyśmy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spoko, spoko, nic się nie stało :) Z ciekawości nie umieraj, nie warto :)) A dalszy ciąg... jest jeszcze lepszy! Tylko tak, po pierwsze muszę dokończyć, poskładać do kupy fragmenty, po drugie nie wiem czy w ogóle opublikuję tu całość. To w końcu moja praca i jakieś profity by się przydały. Poza tym jednak wydanie książki pod własnym nazwiskiem jest bezpieczniejsze. Ale gdyby co, to moi ulubieni blogerzy dostaną książkę w prezencie :))

      Usuń
  3. Odpowiedzi
    1. Dalej? Tak jak napisałam w komentarzu powyżej :) Pozdrawiam.

      Usuń
  4. Napisz koniecznie ciąg dalszy, a jak już wydasz to zakupię, ale koniecznie z Twoją dedykacją.
    Miłego,:)
    P.S.
    Lubię takie wymyślone historie. Mnie nieco brak chęci do wymyślania ich, piszę na ogół o tym, co się wydarzyło naprawdę.
    Bo właściwie życie pisze tak zadziwiające historie... Zajrzyj kiedyś na mój drugi blog, zapraszam.Wejście przez klik na reprodukcje Klimta w górnym rogu prawego marginesu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Życie zawsze pisze najlepsze historie. Mnie jednak nie przytrafiło się nic, godnego opisania. Tak myślę :) Chociaż prawdziwe losy ludzi opisuję na moim drugim blogu, "Ocalić od zapomnienia" Z tego też mogłaby powstać ciekawa książka. Na Twój drugi blog zajrzę. Bywam tam :)

      Usuń
  5. Jesli to dzielo "nieskonczone" to bardzo prosze, zamiast sie produkowac tutaj;) Przysiadz faldow i dokoncz, bo cos mi mowi, ze to bedzie bestseller. Wiesz fajnie sie pisze na blogu i milo otrzymywac komentarze, ale jak sama slusznie widzisz, przydaly by sie profity.
    Nam dalas przedsmak i to powinno wystarczyc, choc swierzbi jezyk, oczy i uszy o wiecej;))) Ale rozsadek przede wszystkim.
    Tylko mam nadzieje, ze jak juz wydasz, to jakims cudem bede mogla zakupc tutaj u mnie....;/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy będziesz mogła u siebie kupić, tego nie wiem, ale moja już głowa w tym, abyś dostała egzemplarz :) A do pracy już się zabrałam, nie tylko za to. Nie mogę więcej marnować czasu. Szok po przejściu na emeryturę chyba minął. Czas pomyśleć o sobie :))

      Usuń
  6. Jak już siadłem znajdując odpowiednią chwilę to jednym duszkiem (sic!) całość łyknąłem.
    Faktycznie gdy ma się za dużo czasu to trudno go logicznie spożytkować i w efekcie cały się marnuje ale niech moje i innych tutaj słowa zachęty podziałają na Ciebie jak pozytywny "kopniak" i zbierz się do pisania.
    Powodzenia.

    OdpowiedzUsuń