Przed południem
wyprawiła przyjęcie dla kolegów z pracy a wieczorem dla
Misiaczka i przyjaciół domu. Wieczór był radosny, tylko z miłymi niespodziankami.
Wiele lat temu zdarzyło
się madame wyprawić ekstremalne imieniny.
Wieczorem położyłam,
małe jeszcze, dzieciaki spać, a sama zabrałam się za
przygotowywanie wielu wyszukanych smakołyków, dekorowanie
stołu i upiększanie siebie.
Takie widoki dla Misiaczka są zbyt
drastyczne, dlatego też postanowił wyprowadzić pieska na spacer,
aby ten nie przypomniał sobie o nim w czasie wizyty gości.
- Nie biorę klucza, nie
zamykaj drzwi – powiedział jeszcze przed wyjściem Misiaczek.
W
porządku, nie zamknęłam. Przecież nikt mnie nie ukradnie przez te
parę minut.
W piekarniku dochodziła kaczka z jabłkami. Pachniało
w całym domu pieczonym mięskiem, sernikiem i perfumami. Dostałam je w prezencie od Misiaczka a pachniały niebiańsko!
Właśnie miałam wyjmować pieczyste z piekarnika, kiedy usłyszałam
pukanie do drzwi. Czyżby już goście? Ale nie. Za drzwiami słyszę
głos Misiaczka.
- Dlaczego zamknęłaś drzwi?!
Przecież są otwarte,
ty ofermo! Podchodzę do drzwi, chwytam za klamkę i żeby udowodnić
Misiaczkowi, że mam rację mocno szarpnęłam za klamkę. O rety! O
mało nie wyrwałam sobie ręki z korzeniami.
Co się dzieje?
Przecież ja ich nie zamykałam! Próbuję otworzyć zamek
górny. Otwarty! Dolny zamek – też otwarty! A drzwi
zamknięte i nie mają zamiaru ustąpić!
Wpadam w panikę. Co
mam zrobić! Nie wydostanę się z domu!
Misiaczek uświadomił mi,
że on jest w gorszej sytuacji bo będzie musiał nocować na
schodach, nie mówiąc o gościach, którzy już za
chwilę się pojawią.
Wszelkie próby otwarcia drzwi zawiodły.
Trzeba wyważyć drzwi. Niestety, mamy drzwi z blokadami i jest to
nierealne, tym bardziej, że nie mamy żadnego doświadczenie we
włamywaniu się.
Słyszę jak Misiaczek rozmawia z sąsiadem,
dociera do mnie straszne słowo- siekiera. Będą rąbać moje piękne
drzwi z boazerią, którą własnoręcznie z Misiaczkiem
przybijaliśmy?! Nie zgadzam się! Co sobie pomyślą goście?, że
Misiaczek zaraził się od pacjentów i zwariował?
Słyszę
jak panowie odrywają piękną lakierowaną deseczkę i stwierdzają,
że to nic nie dało, że trzeba rozkręcić zamek od środka. Z trudem powstrzymuję płacz. Mam przecież odświętny, perfekcyjny
makijaż. Łzy jednak same płyną, jestem przekonana, że już
nigdy nie wydostanę się z domu.
Misiaczek z sąsiadem debatują pod
drzwiami, piesek piszczy, dzieci się obudziły a ja czuje, że
jeszcze chwila a zostanę pacjentką własnego męża. Na oddziale
zamkniętym. Zamkniętym?! O, Boże!
Misiaczek dochodzi wreszcie do
wniosku, że nie ma innego sposobu tylko musi dostać się do
mieszkania przez balkon sąsiada. Moje serce zaczęło walić jak
dzwon na trwogę. Przecież to czwarte piętro! Jak Misiaczek
przeszedł z balkonu sąsiada na nasz balkon nie widziałam,
zamknęłam oczy i zatkałam uszy. Kiedy go jednak zobaczyłam w
pokoju, całego i zdrowego poczułam się taka szczęśliwa, jakby mi
niebo spadło do rąk. Nie zauważyłam nawet, że za Misiaczkiem
wszedł drogi człowiek pająk, nasz sąsiad. Wspólnymi siłami
poodkręcali wszystkie zamki. A czas naglił ponieważ goście już
czekali pod drzwiami. Bardzo rozbawieni komentowali atrakcje
imieninowe, jakie dla nich przygotowałam.
Zastanawiałam się nawet
czy się na nich nie obrazić. Po pół godzinie majstrowania
przy drzwiach, intelektualiści odkryli, że to nie zamki się
zepsuły tylko klamka! Po prostu z niewiadomych przyczyn urwał się
taki mały dziubek, który wchodzi do dziurki. I już tam
pozostał.
Imieniny się udały,
mimo że z kaczki jadalne były tylko jabłka. Reszta się spaliła.
( Tekst z jednego z moich starych, nie istniejących już blogów. Z braku czasu wstawiłam jak leci, bez korekty. )
( Tekst z jednego z moich starych, nie istniejących już blogów. Z braku czasu wstawiłam jak leci, bez korekty. )