Czy ja już pisałam, że nie powinnam nic planować? Pisałam.
No to właśnie dzisiaj sobie zaplanowałam. Elegancko wystrojona robiłam ostatnie poprawki przed moim przedpokojowym zwierciadłem. Właśnie wtedy usłyszałam bardzo delikatne i nieśmiałe pukanie do drzwi. Otwieram, a tam stoi mój zięć trzymając za łapki malutkiego krasnalka - moją wnuczkę. Oczywiście znowu zapomniał, że ma telefon, z którego wypadałoby czasem skorzystać. Choćby dlatego, żeby sprawdzić czy babcia, którą chce się brutalnie wykorzystać do nagłej opieki nad dzieckiem, w ogóle jeszcze żyje!
Ponieważ sprawa nie cierpiała zwłoki i należało ją załatwić nawet po trupie babci, zgodziłam się zostać niańką.
Pobawiłyśmy się z wnusią, pogadały, chociaż ona nie bardzo rozumiała co ja do niej mówię, a ja wcale nie rozumiałam jej języka. Ale dyskusja była zażarta. Kiedy już babcię wyklepała, podrapała, obśliniła, zainteresowała się wszystkimi niebezpiecznymi przedmiotami leżącymi w zasięgu jej wzroku i łapek. Ani na chwilę nie mogłam jej spuścić z oczu. Walczyłyśmy ze sobą jak dwie lwice.Odetchnęłam dopiero kiedy ucięła sobie drzemkę.
A ja poczułam się taka zmęczona jakbym przerzuciła tonę węgla.
Jak ja dałam radę wychować dwoje dzieci? :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz