poniedziałek, 30 listopada 2009

Babcia na godziny.

Czy ja już pisałam, że nie powinnam nic planować? Pisałam.
No to właśnie dzisiaj sobie zaplanowałam. Elegancko wystrojona robiłam ostatnie poprawki przed moim przedpokojowym zwierciadłem. Właśnie wtedy usłyszałam bardzo delikatne i nieśmiałe pukanie do drzwi. Otwieram, a tam stoi mój zięć trzymając za łapki malutkiego krasnalka - moją wnuczkę. Oczywiście znowu zapomniał, że ma telefon, z którego wypadałoby czasem skorzystać. Choćby dlatego, żeby sprawdzić czy babcia, którą chce się brutalnie wykorzystać do nagłej opieki nad dzieckiem, w ogóle jeszcze żyje!
Ponieważ sprawa nie cierpiała zwłoki i należało ją załatwić nawet po trupie babci, zgodziłam się zostać niańką.
Pobawiłyśmy się z wnusią, pogadały, chociaż ona nie bardzo rozumiała co ja do niej mówię, a ja wcale nie rozumiałam jej języka. Ale dyskusja była zażarta. Kiedy już babcię wyklepała, podrapała, obśliniła, zainteresowała się wszystkimi niebezpiecznymi przedmiotami leżącymi w zasięgu jej wzroku i łapek. Ani na chwilę nie mogłam jej spuścić z oczu. Walczyłyśmy ze sobą jak dwie lwice.Odetchnęłam dopiero kiedy ucięła sobie drzemkę.
A ja poczułam się taka zmęczona jakbym przerzuciła tonę węgla.
Jak ja dałam radę wychować dwoje dzieci? :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz