poniedziałek, 1 marca 2010

Czasem trzeba iść pod wiatr...


Skończyłam bilans!
Obliczyłam, uzgodniłam, przeanalizowałam. We wszystkie strony i na ukos :))
Ciężko było. A to za sprawą osoby, która prowadziła tę dokumentację. Wszystko spieprzone dokumentnie. Co ja się musiałam namęczyć, aby dojść do jakiego takiego ładu i zrozumieć o co tu w ogóle chodzi.
Ale dość! Dalej tak nie może być. Właśnie jestem na etapie przygotowywania zemsty. Poważnie!
Nie lubię tej baby, która zresztą robi wszystko aby ta sytuacja nie uległa zmianie. Nie to nie.
Nareszcie mogę odetchnąć i odpocząć. Jest mi dobrze i lekko. Nawet bardzo lekko jak zauważyłam zaraz po wyjściu z domu. Wicher chciał mnie porwać! Ledwo się utrzymałam na moich obcasach.
Gnana wiatrem pozałatwiałam sprawy. Gorzej było z powrotem pod wiatr. Moja piękna, duża, czarno czerwona torba wystąpiła dzisiaj w roli żagla i chciała mnie sprowadzić na manowce. Czyli w pobliskie krzaki. Z nosem przy ziemi, wymachując rękami i zapierając się obcasami dotarłam wreszcie do domu. I dzisiaj już nigdzie nie wychodzę! Nawet gdyby rozdawali za darmo kolekcje Diora. Chociaż...gdyby za darmo...:))

źródło obrazka

2 komentarze:

  1. Ja ma jeszcze uzgadnianie stanów przed sobą.... Księgowa nie ma czasu :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Do mnie cyfry nie przemawiają, musiałabym je wszystkie zapisywać literami żeby zrozumieć:)

    OdpowiedzUsuń