Zauważyłam dzisiaj kilka nowych zmarszczek w miejscu, w którym do tej pory ich nie było. A może po prostu nigdy temu miejscu nie przyglądałam się wystarczająco uważnie. I dobrze. Mogło tak pozostać. Po co mi było to powiększające lusterko?! Mogłam sobie dalej żyć w błogiej nieświadomości.
Zmarszczki są wielkim problemem. Dla ich właścicielek oczywiście. A taką właścicielką mam zaszczyt być. Od jakiegoś czasu..... i już na zawsze.
Wiadomo powszechnie, że nikt tak nie wypatrzy najmniejszej zmarszczki jak najlepsza przyjaciółka. Na szczęście świat nie składa się z samych przyjaciółek.
A mężczyźni? Są podobno wzrokowcami, ale niezbyt skomplikowanymi i takich szczegółów nie dostrzegają. Tak myślę i oby to była prawda :)
Tak sobie teraz myślę, skoro dla zwykłej kobiety, jaką zapewne jestem ( chociaż każda z nas jest niezwykła i wyjątkowa) zmarszczki są takim wielkim problemem, to co dopiero dla gwiazdy filmowej! To dopiero dramat!
Ileż bowiem można zrobić operacji plastycznych? W końcu braknie skóry do naciągania i brwi będą na plecach.
Czytałam ostatnio o Marlenie Dietrich, o jej ostatnich latach życia w Paryżu.
Pod koniec życia napisała do córki list. Prosiła o to, żeby po jej śmierci nie było przed domem żadnych fotoreporterów, żeby nikt nie zobaczył jak ją wynoszą. A najlepiej będzie jak córka wyniesie ją z domu w zwykłym, czarnym worku na śmieci (!).
Napisała, że będą problemy z zapakowaniem ciała do worka, że prawdopodobnie trzeba będzie połamać jej ręce i nogi, aby się do worka zmieściła. Należy ją wynieść w nocy, aby nikt nie zauważył. Potem córka może ją wywieźć do Ameryki lub gdzie tam chce. A jak na lotnisku zobaczą co jest w worku córka ma powiedzieć, że tak kazała matka!
Tak się zastanawiam, czy mnie zmarszczki, nieunikniona starość i wszystko co się z nią wiąże, też tak przenicuje mózg?
Tragiczne a zarazem śmieszne....
Starość to podobno stan umysłu. Podobnie jak młodość.
To może w takim razie te moje zmarszczki wcale nie istnieją?
Teraz wypada tylko mózg doprowadzić do odpowiedniego stanu.
Żebym tylko wiedziała jak...
Witaj, myślę,że to musi być straszny stres dla artystki gdy zaczyna ubywać urody a przybywać zmarszczek.Niewątpliwie trudno się starzeć z godnością, nie protestować w duszy przeciw zmarszczkom na twarzy, zwiotczałej tu i ówdzie skórze,pewnym nadmiarom w kształtach.Mam na te niedogodności "patent" -przestałam się zbyt dokładnie widzieć w lustrze,mijam je pędem i dzięki temu za dużo stresu nie mam.I bez tego wiem jak się wygląda w moim wieku.Mojemu małemu wnusiowi i tak się podobam, bo świetnie robię "Miau", a on jest na etapie powtarzania dzwięków (ma rok i 4 mies.)
OdpowiedzUsuńWiesz, madame, te zmarszczki to małe piwo, ale te rozprostowujące się zwoje mózgowe to jest problem:))
Kiedy tak narzekam na moje zmarszczki, to koleżanki twierdzą, że największą mam chyba w mózgu...
OdpowiedzUsuńNo to chyba nie jest jeszcze tak najźle:)
wiek to chyba jednak stan umyslu tym bardziej, ze zwracamy na zmarszczki uwage bo nas nauczono wierzyc, ze to cos zlego. sa kultury, w ktorych starosc to przejaw doswiadczenia i powod do szacunku, sa kultury, ktore nie znaja ani pojecia czasu, ani starosci. wystarczy wec popatrzec na siebie troche z boku, albo z gory, aby zmarszczki troche mniej przeszkadzaly:)
OdpowiedzUsuń