środa, 12 maja 2010

Umysłowy lifting...


Zauważyłam dzisiaj kilka nowych zmarszczek w miejscu, w którym do tej pory ich nie było. A może po prostu nigdy temu miejscu nie przyglądałam się wystarczająco uważnie. I dobrze. Mogło tak pozostać. Po co mi było to powiększające lusterko?! Mogłam sobie dalej żyć w błogiej nieświadomości.
Zmarszczki są wielkim problemem. Dla ich właścicielek oczywiście. A taką właścicielką mam zaszczyt być. Od jakiegoś czasu..... i już na zawsze.
Wiadomo powszechnie, że nikt tak nie wypatrzy najmniejszej zmarszczki jak najlepsza przyjaciółka. Na szczęście świat nie składa się z samych przyjaciółek.
A mężczyźni? Są podobno wzrokowcami, ale niezbyt skomplikowanymi i takich szczegółów nie dostrzegają. Tak myślę i oby to była prawda :)
Tak sobie teraz myślę, skoro dla zwykłej kobiety, jaką zapewne jestem ( chociaż każda z nas jest niezwykła i wyjątkowa) zmarszczki są takim wielkim problemem, to co dopiero dla gwiazdy filmowej! To dopiero dramat!
Ileż bowiem można zrobić operacji plastycznych? W końcu braknie skóry do naciągania i brwi będą na plecach.
Czytałam ostatnio o Marlenie Dietrich, o jej ostatnich latach życia w Paryżu.
Pod koniec życia napisała do córki list. Prosiła o to, żeby po jej śmierci nie było przed domem żadnych fotoreporterów, żeby nikt nie zobaczył jak ją wynoszą. A najlepiej będzie jak córka wyniesie ją z domu w zwykłym, czarnym worku na śmieci (!).
Napisała, że będą problemy z zapakowaniem ciała do worka, że prawdopodobnie trzeba będzie połamać jej ręce i nogi, aby się do worka zmieściła. Należy ją wynieść w nocy, aby nikt nie zauważył. Potem córka może ją wywieźć do Ameryki lub gdzie tam chce. A jak na lotnisku zobaczą co jest w worku córka ma powiedzieć, że tak kazała matka!
Tak się zastanawiam, czy mnie zmarszczki, nieunikniona starość i wszystko co się z nią wiąże, też tak przenicuje mózg?
Tragiczne a zarazem śmieszne....
Starość to podobno stan umysłu. Podobnie jak młodość.
To może w takim razie te moje zmarszczki wcale nie istnieją?
Teraz wypada tylko mózg doprowadzić do odpowiedniego stanu.
Żebym tylko wiedziała jak...

3 komentarze:

  1. Witaj, myślę,że to musi być straszny stres dla artystki gdy zaczyna ubywać urody a przybywać zmarszczek.Niewątpliwie trudno się starzeć z godnością, nie protestować w duszy przeciw zmarszczkom na twarzy, zwiotczałej tu i ówdzie skórze,pewnym nadmiarom w kształtach.Mam na te niedogodności "patent" -przestałam się zbyt dokładnie widzieć w lustrze,mijam je pędem i dzięki temu za dużo stresu nie mam.I bez tego wiem jak się wygląda w moim wieku.Mojemu małemu wnusiowi i tak się podobam, bo świetnie robię "Miau", a on jest na etapie powtarzania dzwięków (ma rok i 4 mies.)
    Wiesz, madame, te zmarszczki to małe piwo, ale te rozprostowujące się zwoje mózgowe to jest problem:))

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedy tak narzekam na moje zmarszczki, to koleżanki twierdzą, że największą mam chyba w mózgu...
    No to chyba nie jest jeszcze tak najźle:)

    OdpowiedzUsuń
  3. wiek to chyba jednak stan umyslu tym bardziej, ze zwracamy na zmarszczki uwage bo nas nauczono wierzyc, ze to cos zlego. sa kultury, w ktorych starosc to przejaw doswiadczenia i powod do szacunku, sa kultury, ktore nie znaja ani pojecia czasu, ani starosci. wystarczy wec popatrzec na siebie troche z boku, albo z gory, aby zmarszczki troche mniej przeszkadzaly:)

    OdpowiedzUsuń