piątek, 11 czerwca 2010

Dreszczowiec :))


Ale gorąco!
Kiedy poczułam się już tak zmęczona, że padałam na przysłowiową mordę, zadecydowałam ( jako głowa rodziny rzecz jasna:) - wyjeżdżamy na odludzie!
Mój Najdroższy( żebyście wiedzieli ile on mnie nerwów kosztuje!) pożyczył od Adasia samochód, taką wielką wypasioną chałupę na kołach.
Ludzie!! Co za chata! My w naszym domu nie mamy takich luksusów jakie ma Adaś w swoim samochodzie. Porażający wprost luksus wyziera z każdego kąta. Pełno urządzeń, które nie wiadomo do czego służą, ale z pewnością są bardzo drogie. Jednym słowem samochód – smok i pali jak smok. W drogę nie wystarczy zabrać ze sobą, jak my to robimy, kanister tylko całą cysternę!
Ale co tam! Raz się żyje. Najwyżej przez następne pół roku będziemy się odchudzać.
Pojechaliśmy przed siebie w tak zwany świat. Droga sama nas prowadziła. Towarzyszyło nam słonko i zawistne spojrzenia z mijanych przez nas leciwych samochodzików sapiących ostatkiem sił. A my znikaliśmy w sinej dali. Zatrzymaliśmy się pod lasem, nad rzeczką w małej wioseczce.
Okolica przecudnej urody, pustka , cisza. Tylko my i przyroda, taka prawdziwa. Chciałoby się rzec – przedwojenna.
I ta cisza! W nocy jest tak cicho, że aż dzwoni w uszach.
Ludziom mieszkającym w mieście, przy ruchliwej ulicy, żyjącym w ciągłym hałasie trudno sobie wyobrazić prawdziwą ciszę, a jeszcze trudniej się do niej przyzwyczaić. W dzień słychać tylko śpiew ptaków i szum wiatru. Spacerowaliśmy z Najdroższym po lesie a nad nami w górze chwiały się na wietrze ogromne drzewa i gałęziami dotykały nieba.
Spokój tu panujący udzielał się nam. Zapominaliśmy o tej cywilizacyjnej dżungli, którą wczoraj opuściliśmy.
Po spacerku postanowiliśmy złowić sobie w rzeczce jakąś rybkę na obiadek. Madame zarzuciła wędkę według zaleceń i czekała na branie. Słonko świeciło, woda leniwie płynęła aż tu nagle coś mocno pociągnęło żyłkę. Raz, drugi. Madame zerwała się z miejsca, rzuciła wędkę i pobiegła po pomoc.
-Zamordowałam jakąś rybę! To straszne, ja nie chciałam, myślałam, że niczego nie złowię! Co teraz zrobimy?!
-Zjemy ja – odpowiedział spokojnie Najdroższy.
-Ty morderco! Jak możesz! – krzyczała Madame – może ta rybka ma dzieci, albo wnuki. Może miała jakieś plany na przyszłość? Taki piękny dzień
a ty chcesz odbierać życie biednej rybce?
W czasie tej histerii madame, rybka sama uwolniła się z haczyka, wzruszyła pewnie ramionami, popukała się w czoło i odpłynęła szukając jakiegoś mądrzejszego wędkarza. W każdym razie już nigdy nie będę łowiła niczego, ani nie będę polowała na żadną zwierzynę ( oprócz facetów rzecz jasna).

4 komentarze:

  1. Kurcze, madame, narobiłaś mi ochoty na taką wycieczkę...
    Dobrze, że ją wypuściłaś... a może to była ta złota, która spełnia życzenia, gdy się o nich pomyśli?
    Pozdrawiam... nie pisze, że ciepło... bo... na zewnątrz gorąco, ale... serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ha ha nad zlowionym facetem to sie nikt nie zastanawia czy moze mial inne plany:))))))))))))))

    OdpowiedzUsuń
  3. Mimo wszystko łatwiej złowić rybę niż faceta.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Te prastare instynkty łowieckie! A byłaś już tak blisko! :D

    OdpowiedzUsuń