wtorek, 22 czerwca 2010

Na wojennej ścieżce.


Walka trwa.
Walczę z leniem, który zamieszkał we mnie jako dziki lokator. A takiego pozbyć się najtrudniej. Odciąga mnie od pracy wszelkimi sposobami. A to mi włączy jakiś ciekawy film, a to namówi na kanapkę z szynką, albo na kawusię ze śmietanką. Do łazienki zaciągnie i znacząco popatrzy na górę brudów do prania. Najczęściej snem w oczy sypnie i padam ;)
Szybko jednak wstaję gotowa do walki z tekstem powieści. Idzie mi tak sobie, raczej ciężko. Orka na ugorze. Ale pomału do przodu.
Początek i zakończenie już mam. Zwykle zaczynam od końca;)
Uzbrojona w klawiaturę wyzywam bohaterów powieści na pojedynek. Albo ja, albo oni.
Zaraz ich tu przywołam do porządku i przejdą przez całą akcję jak po sznureczku, drogą, którą dla nich wymyśliłam.
Nie ma lekko. Wojna ma swoje prawa, a zwycięzca bierze wszystko :))

6 komentarzy:

  1. No nie ma... ale przynajmniej się rusza i rozwija. I tego ci zazdroszczę;)

    OdpowiedzUsuń
  2. byle do przodu, a że leń niewielki po drodze, cóż...

    OdpowiedzUsuń
  3. Leń przyszedł i jak się poleni to sobie pójdzie. A ty ruszysz z kopyta:)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. No to możemy zawrzeć sojusz. Może walcząc na dwóch frontach jednocześnie ta bestia w końcu padnie?

    pzdr

    OdpowiedzUsuń
  5. Mnie jakis niechciej neka i poszturchuje, czasem mi sie udaje go odepchnac, a czasem on zwycieza a ja sie poddaje. Slodkie to lenistwo i niechciejstwo, byle za dlugo nie trwalo.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja już z nim przestałam walczyć. Z tym leniem znaczy. Bo po co? Co muszę zrobić to zrobię, a w pozostałym czasie niech sobie kwitnie.
    Na blogach przynajmniej posiedzę, co nie?

    OdpowiedzUsuń