Oj, nie lubię takich poranków, bardzo nie lubię.
Budzik dzisiaj zaspał, ja też. Takie bywają skutki braku prądu w nocy.
Istna powtórka z Kevina! Biegałam rano niczym Speedy Gonzales!
Nie bądźmy drobiazgowi i przyjmijmy, że wszędzie zdążyłam :)
Wczorajszy wieczór i spory kawał nocy spędziłam przed komputerem, wpatrując się w moją śliczną srebrno czarną klawiaturę. Z pewnością zapamiętam ją do końca życia :)
Weny jednak jak nie było, tak nie ma. Nie wiem jak ją przywołać? Jak się woła wenę? Hop, hop? Cip, cip? Próbowałam wszystkiego i nic.
Tak mam zawsze jak tylko przerywam pisanie i zajmuję się zupełnie czymś innym, czym zająć się muszę choć wcale nie chcę.
Mam rozgrzebane dwie książki i jeden scenariusz. Piszę zwykle wszystko jednocześnie. Trochę tu, trochę tam. Ale jak tylko zrobię dłuższą przerwę...koniec! Tracę wątki i ruszyć z miejsca nie mogę. Ale chyba coś wczoraj drgnęło:)
Jutro idę na pogrzeb. Zmarła matka mojego kolegi z pracy. I tak wygląda prawdziwe życie, które samo pisze sobie scenariusz i nigdy nie traci weny...
A słońce ma to wszystko gdzieś i pięknie świeci zapowiadając wiosnę.
Prawdziwie twórcza kobieta. Mnie wszystko się rozmywa. zaczynam, nie kończę... widać to nie dla mnie:)
OdpowiedzUsuńNivejka - no co Ty! A wiesz ile rzeczy ja mam nie dokończonych? Stosy całe. Same początki, a czasem tylko zakończenie :) Bo ja tak mam, że nie zaplanuje całości tylko piszę z rozpędu i akcja sama mi sie układa, tak jakbym obserwowała jakiś film. Pisze to co widzę. Tylko czasem film sie urywa i ani rusz dalej :))
OdpowiedzUsuńJeny!!!!!!! Co za ulga. A już myślałam, że tylko ja zmyślam na poczekaniu! Tez zaczynam a potem dopiero myślę co dalej:)
OdpowiedzUsuńWena pląsająca bywa, ale wraca i wtedy brać ją i cisnąć ile wlezie :)
OdpowiedzUsuń