To jest tekst zamieszczony na moim blogu Babka Polka dnia 26 sierpnia 2009 roku. Może nie wszyscy z Was czytali, a jest wart przypomnienia. Zdjęcia zamieszczone tutaj są dużo lepszej jakości niż na starym blogu, dodałam też dwa nowe.
Zbliża się rocznica wybuchu II Wojny Światowej. Dlatego dzisiaj wędrowałam śladami wojennych losów mojej rodziny.
Opiszę historię jednej śmierci.
Historia związana jest z budynkiem, którego już dzisiaj nie ma. Stał w dzielnicy domków i ogrodów, w dzielnicy kwitnących jabłoni. W tym jednopiętrowym budynku mieściło się w czasie wojny Gestapo. Pamiętam jeszcze ten dom. Przechodziłam koło niego w drodze do szkoły.
Dzisiaj na tym miejscu znajduje się pamiątkowa tablica poświęcona zamordowanym przez gestapo mieszkańcom mojego miasta. Wszystko wkoło się zmieniło. Nie ma domków i ogrodów. Powstała nowa ulica, wybudowano nowe bloki. Tylko stare , potężne drzewa są chyba te same, może były
świadkami tragedii. Może pamiętają?
Bracia mojej mamy w czasie wojny mieszkali ze swoja babcią i działali w konspiracji.
Starszy brat Zbigniew i młodszy Władysław.
2 lutego 1943 roku zostali aresztowani przez Gestapo i przewiezieni do opisywanego wcześniej budynku. Dopiero wiele lat po wojnie dowiedzieliśmy się kto zdradził.
Przebywali tam przez kilkanaście dni. O znęcaniu się nad nimi dziadkowie moi dowiedzieli się po wojnie w czasie procesu byłego komendanta Gestapo.
18 lutego starszemu z braci udało się uciec. Wyskoczył z pierwszego piętra i pobiegł w stronę cmentarza. Początkowo ukrył się w mieszkaniu grabarza. Ponieważ jednak gestapowcy rozpoczęli pościg z psami, schronił się na cmentarzu. Kiedy i tu zrobiło się niebezpiecznie, przeskoczył przez mur i pobiegł w stronę lasu, gdzie podobno już na niego czekali partyzanci z jego oddziału,
Należy pamiętać, że to była zima, śnieg i mróz, a chłopak miał na rękach kajdanki. Utrudniało to bardzo ucieczkę. Był już prawie pod samym lasem kiedy dosięgnęła go kula. Czy śmierć nastąpiła od razu, czy cierpiał...nie wiadomo. Miał 21 lat.
Ciało grabarze przenieśli pod mur cmentarza żydowskiego. Po chwili przywieziono młodszego, 17 letniego brata i pokazano mu ciało, jako przestrogę, co go czeka w razie ucieczki.Chłopiec klęknął i zaczął się modlić.
Wtedy jeden z z Niemców zwrócił się do grabarza: był bohaterem, tylko zabrakło mu szczęścia, pochowajcie go w trumnie.
Młodszego chłopca wywieziono do obozu Auschwitz i tam rozstrzelano pod „ścianą śmierci„ 29 lutego 1944 roku. Numer obozowy 150081. Żył 18 lat.
Ostatnią podróż w swoim krótkim życiu odbył do obozu zagłady. W dorosłe życie wszedł "bramą do piekła". Ostatnie co w życiu widział to dymiące kominy krematorium. Chciał być poetą, ale historia zdecydowała inaczej. Ostatnie dni życia spędził w warunkach, których nie da się opisać w żadnym wierszu. Marzenie o szczęściu, doskonałości i sławie obróciły się w proch rozsypany po świętej ziemi oświęcimskiej, tej ogromnej zbiorowej mogile.
W 1945 roku odbyła się, na cmentarzu żydowskim, ekshumacja zwłok mojego wujka i pozostałych ofiar hitlerowców. Ciało mojego wujka, jako jedynego pochowanego w trumnie, zachowało się w dobrym stanie. Z pozostałych grobów wydobywano jedynie kości. Drewno trumny było dosyć zmurszałe, dlatego dziadek mój wzmocnił je drutami.
Następnie odbył się uroczysty pogrzeb na cmentarzu parafialnym. Niesiono jedenaście trumien. Przed grobami postawiono wysoki krzyż z pni brzozowych.
Boli mnie to, że ludzkie życie raz przerwane nigdy nie stanie się feniksem, a popioły po wieki pozostaną popiołami rzuconymi w bezgraniczną pustkę.
Jedyne co zostaje to pamięć. Pamiętajmy więc o tych, którzy odeszli, których łańcuch historii zaplątał w tamten wrzesień.
Bardzo smutna, a jednoczesnie piekna historia..
OdpowiedzUsuńdzięki tej opowieści w pewnym sensie powstali z popiołów ...
OdpowiedzUsuńDobrze,że o tym przypominasz, tak trzeba.Ci co odeszli powinni żyć w naszej pamięci, by nie marli po raz drugi.
OdpowiedzUsuńWarto pisać takie posty:)
OdpowiedzUsuń