sobota, 29 stycznia 2011

Może jeszcze coś jest za zakrętem?

Od kilku lat odnoszę wrażenie, że chce mnie dopaść starość. Czuję jej oddech na plecach. Goni mnie jak wściekły pies. Podgryza zębem czasu.
I tak biegniemy razem tą drogą jednokierunkową, która gdzieś tam się nagle skończy. I dalej nie będzie już nic.
Rozpoczynam następny rozdział mojego życia. Zatytułowałam go: najlepsze lata mojego życia.
To mam już tytuł, zakończenie znam, teraz wypada dopisać całą resztę.
Obym tylko nie okazała się życiowym beztalenciem.

wtorek, 18 stycznia 2011

Kto szuka, ten znajduje :)

Źle ostatnio śpię. Za dużo myśli towarzyszy mi zarówno dniem jak i nocą. Nie odganiam ich, ponieważ są to myśli dobre, przyjazne, przynoszące w darze wspomnienia. A ja je od kilku dni kolekcjonuję. Dla siebie, dla rodziny, dla potomnych.
Z tymi potomnymi to jednak sprawa niejasna jest. Bo skąd mam wiedzieć, że w ogóle będą zainteresowani moim istnieniem na tym świecie, a co dopiero zebranymi przeze mnie wspomnieniami? No cóż, może znajdzie się chociaż jedna osoba, dla której będzie to ważne.
Poranna kawa trochę mnie dobudziła. Gorąca, słodziutka i ze śmietanką. Wszak cukier krzepi, czyż nie?
Wyszło słoneczko i dodało mi sił. Jestem szczęśliwa. A co tam. Powiem Wam dlaczego.
Moje szczęście odezwało się do mnie kilka dni temu. Ma na imię Janusz.
Jeżeli teraz wyobrażacie sobie jakiś płomienny romans, to się bardzo mylicie.
Dzięki wpisom na moim drugim blogu odnalazłam rodzinę, z którą kontakt urwał się wiele lat temu, z niewiadomych przyczyn. Pewnie dlatego, że starsze pokolenie powymierało, a młodzi rozjechali się po świecie.
Teraz jednak odnalazł mnie kuzyn. Mamy sobie tyle do opowiedzenia! Zbieramy do kupy strzępy wspomnień o rodzinie, o dziadach i pradziadach. Zapełniamy białe plamy. Budujemy drzewo genealogiczne.
Przybyło mi tylu kuzynów i kuzynek! Wszyscy chcą mnie poznać, chcą wiedzieć o mnie jak najwięcej.
Dobrze mieć dużą rodzinę, nie tylko na fotografii.
Pozdrawiam bardzo rodzinnie
szczęśliwa madame
:))

piątek, 14 stycznia 2011

(Nie)widzialna ręka nad kołyską.

Historię każdej rodziny tworzą, oprócz fotografii, dokumentów i wspomnień, również przekazywane ustnie z pokolenia na pokolenie opowieści o tajemniczych, niewytłumaczalnych zdarzeniach. Tak zwane "święte prawdy" potwierdzone słowami naocznych świadków. Dotyczy to również mojej rodziny.
Dawno, dawno temu, w latach dziewięćdziesiątych XIX wieku, w Starym Korczynie mieszkali moi pradziadkowie. Prababcia pochodziła ze zubożałej rodziny szlacheckiej, pradziadek był nauczycielem. Razem z nimi mieszkała matka mojego pradziadka. Pewnego dnia staruszka zmarła.
Po jakimś czasie w domu znajdowali się pradziadkowie, ich najstarszy syn i jego maleńkie dziecko, które położono w kołysce w pokoju. Cała rodzina siedziała przy stole w kuchni. Dziecko w pokoju cały czas kwiliło. Po chwili przestało płakać i w pokoju zapanowała całkowita cisza. Pradziadkowie przestraszyli się i pobiegli do pokoju. Nie mogli uwierzyć w to co zobaczyli.
Przy kołysce siedziała zmarła babcia i kołysała dziecko, które smacznie spało.
Opowiadał to pradziadek mojemu dziadkowi. Dziadek opowiadał mojej mamie, a mama mnie.
Nie potrafię tego racjonalnie wytłumaczyć, ale to święta prawda.

niedziela, 2 stycznia 2011

Zanim przeminie...trzeba jakoś przeżyć :)

Bardzo optymistycznie wkroczyłam w ten nowy rok. Nie wiem tylko na jak długo starczy mi tego optymizmu. Optymizm jak wiadomo jest zależny od poziomu życia. Boję się trochę, że po czekających nas podwyżkach mój poziom stanie się depresją. A może nawet zejdę do podziemi?
Jeden etat nie wystarczy nawet na waciki. Doba jednak ma jak wiadomo godzin 24, leciutko więc zmieszczą się w niej trzy etaty. Problem polega na tym, że na chwilę odpoczynku nie starczy już w niej miejsca. Nie wspomnę już o tym, że nie będzie kiedy wydawać pieniędzy. E tam, coś się wymyśli.
Nie powiem, żeby perspektywa pracy na okrągło cieszyła mnie choć trochę, nawet jeżeli bardzo optymistycznie spojrzę na tę kwestię. Biorę więc pod uwagę również plan B. Zmiana diety.
Mieszkańcy dżungli i podobnych terenów na naszym wspaniałym globie urozmaicają sobie dietę bardzo pożywnym białkiem. Białko to wygląda wprawdzie niezbyt apetycznie, ale za to jest za darmo i bez VAT. Placuszki z muszek, pieczone pajączki, mrówki. No nie wiem, kawior to to nie jest, ale skoro mogę pożerać krewetki...
A tam, nie będę sobie dzisiaj zawracała głowy takimi sprawami. Napiję się czerwonego wina.
Pomyślę o tym jutro.

sobota, 1 stycznia 2011

Już jest!

Dzisiejszej nocy nastąpiła wreszcie zmiana cyferki.
I to chyba jedyna zmiana jaką zauważyłam.
Wczesnym rankiem, czyli gdzieś tak koło południa, napiłam się kawy w tym samym kubku co zawsze.
Przelotem spojrzałam w lustro, a tam ta sama twarz co wczoraj. Ani starsza, ani młodsza. Na mądrzejszą też nie wyglądała.

Stary rok przez nikogo nie zatrzymywany poszedł sobie w siną dal, do krainy gdzie mieszkają wszystkie minione lata.
Szkoda, że nikt nie wie gdzie to jest...

Czy na pewno zaczął się dzisiaj nowy rok? Gdyby nie koncert noworoczny z Wiednia – nie uwierzyłabym.
Mam nadzieje, że ten rok będzie obfitował w wydarzenia, które warto zapamiętać i wspominać przez następne lata.
Czego sobie i Wam życzę.